Wspomniałem stary jej wygląd...uchowało się kilka fotek w moim archiwum...
...dokumetowałem zachodzące zmiany...
...przyszedł taki czas, że trzeba było daszek zdjąć...
...i tak trwała lato, jesień, zimę i wiosnę...woda robiła swoje. Po postawieniu dachu ciurasem deszcz zalewał wejście i przednią część sklepienia. Trzeba było je było w końcu rozebrać...
...i teren oczyścić. Niby proste a takie ciężkie....dobrze, że chętnych do pomocy znalazłem.
Potem już zostały sie tylko moje ulubione "wycinanki łemkowskie" piłą mechaniczną....
...i bieg z okrąglakiem...na przełaj...
...trochę techniki...kilka gwoździ,
...cierpliwości i garść papiaków...
Teraz mozna usiąść pod daszkiem i napić się zimnego piwa w chłodnym, zadaszonym miejscu...nawet w 40stopniowym upale!