niedziela, 8 listopada 2009

Aspersorium...

....to jest właśnie aspersorium - naczynie na święconą wodę. Tyle tylko zostało z drugiej cerkwi, która przed ponad 50 laty stała jeszcze w Wisłoku Wielkim. Te lipy pamiętają, że tu stała...

Fot. Donata Zawidlak


otaczały ją.
Do dzisiaj to miejsce zupełnie już zdziczało...

Przed II wojną światową we wsi mieszkało ok. 3000 mieszkańców w 500 domach. W czasie akcji Wisła wysiedlono mieszkańców i spalono większość zabudowań by nie mieli do czego wracać. Nieliczne budynki drewniane przetrwały. Zostało ich się w Wisłoku 66 wliczając cerkiew.
Niewielu wróciło do rodzinnego domu. Udało się to Panu Teodorowi Gocz z Zyndranowej.
Po latach spisał swoją historię. Smutna opowieść. Ku pamięci i jako świadek łemkowskiej kultury powstało dzięki ciężkiej jego pracy muzeum w jego drewnianym domu rodzinnym...niewiele oryginalnych chałup łemkowskich przetrwało powojenną zawieruchę...te nieliczne niszczeją. Miejscowi wolą zbudować coś na kształ postPRL-kiego. Wszędzie straszą murowane z byle czego klocki, które służą im domy.
Mam nadzieje, że moja chyża przetrwa jeszcze długie lata i nie zniszczy jej miejscowa zazdrość i niechęć do obcych.



piątek, 6 listopada 2009

Skąd te dziury...

...w serze? Może rodzaj moli wygryzł je powoli ? A może nie!
Znacie tę piosenkę? Pamiętam ją z dzieciństwa. Znalazłem ją z przyjacielem na jakimś singlu.
Przypomniałem sobie o niej jak sąsiedzi do mnie napisali w mailu, że na froncie bez zmian, tylko dziur w ziemi przybyło...



Każda jest tak głeboka jak widać....chałupa będzie stać ze 200 lat!




wtorek, 3 listopada 2009

Pudzian

Nie łatwe to zadanie dźwignąć chatę do góry...



ale niektórym jak widać to się udaje!
A na poważnie...już się nie gniewam na fachowców, że nie przyjechali w poniedziałek.
Praca wre pełną parą...







Boisko zamieniło się w składzik.



Widać z tego, że uda dopiąć się terminów i w przyszłym tygodniu kropić będziemy intensywnie starym zwyczajem łemkowskim Nową podwalinę, żeby się nie rozeschła a dom długo stał i od biedy się uchował...

niedziela, 1 listopada 2009

Pierwsze koty za płoty

W części mieszkalnej chata jest już podniesiona od frontu.
Zabezpieczona stoi i czeka na fundament i nową podwalinę...



Widać to bardzo dobrze na zbliżeniu:




a za chwile tylna część zostanie podniesiona do góry i zabezpieczona w ten sam sposób co front domu.


 

Nie ma jeszcze na placu gotowych belek ale jak tylko pojawią się z pewnością (przy czynnym udziale moich sąsiadów, za który oficjalnie dziękuje) je tu pokażę.

piątek, 30 października 2009

Trzy..dwa...jeden...start!

I zaczęło się...remont ruszył.
Domek stoi już podniesiony ok. 10-15cm.
Za tydzień, dwa dostanie mu się solidny fundament i nowa podwalina.
Potem ruszy wymiana zniszczonych brusów ściennych.
Nowe drzwi szpungowe na drwanianym zawiasie i nowe bardziej łemkowe okna to kolejny etap.
Mam nadzieje, że uda się to zrobić jeszcze przed zimą.
W planach do grudnia jest jeszcze naprawa komina i podłączenie choćby prowizorycznej KOZY w miejscu pieca...tego ostatniego chyba nie uda się już w tym roku zbudować.
Za chwilke wkleje i zdjęcia...

niedziela, 18 października 2009

W przyszłym tygodniu...czyli historia z życia wzięta

Historię Pana Drewno z blogu Jagody pewnie znacie...
Z elektrykami było tak samo.
Zadzwoniłem, umówiłem się i czekałem...aż przyjadą. Naznaczony termin minął. I cisza.
Dzwonię drugi raz i znów się umawiam...za tydzień.
Ale za tydzień też nie przyjechali...zadzwoniłem więc jeszcze raz i znów umówiłem się za tydzień.
To był poniedziałek.
W poniedziałek nie dotarli...nie było im po drodze. Obiecali wpaść jutro....ale nie mieli po drodze.
W środę mieli być na 100%!
Cóż...kiedy jednak okazało się, że pojechali inną drogą.
W czwartek zajechali, w pół godziny załatwili sprawę i pojechali...
Szybko, sprawnie i solidnie!

Teraz czekam na ekipę remontową.
Pierwszy termin 9-go października minął nie zauważony...drugi w kolejnym tygodniu odwołany z powodu opadów śniegu...trzeci jest zaplanowany na przyszły tydzień. Mają zadzwonić.
Jasne. Już dzwonią...jakoś tego nie widzę.
W poniedziałek atakuje ich od rana. Zobaczymy co z tego wyniknie...mam nadzieje, że sprawią się tak samo szybko i solidnie jak elektrycy!
Inny świat...

piątek, 16 października 2009

Jaśliska...umarłe miasto

Zupełnie jak w ostatniej książce Stasiuka.
Wszechogarniający marazm.
Tylko pod sklepem, gdzie browara można kupić zawsze tętni życie.
Czasem, nagle, kościół budzi się za sprawą magicznych dźwięków żyjącego na wieży zegara...wtedy miasto na chwilkę ożywa.
Inny świat.
Czas płynie wolniej. Zegar prawie stoi w miejscu. Jakby od niechcenia, na przeciw umarłym bijąc udowadnia, że jeszcze żyją. I piją. Pod sklepem.








wtorek, 13 października 2009

Ale lipa...

Posadziłem młode drzewka.
3 brzozy, 2 świerki, 2 sosenki, dąb, jodłę i Lipę...

ale LIPA! Na dodatek bez liści.

No ale może za jakieś sto lat moje praprawnuki powiedzą: To jest Lipa zasadzona ręką pradziada!

Szkoda, że nie dożyje...

Inne prezentują się okazalej




Nawet Fifa (pies sąsiadów) dzielnie pomagał kopać dołki.

Może za jakiś czas, jesienią, dom będzie stał w takich kolorach jak na zdjęciach poniżej...

jeszcze dwa dni temu tak właśnie wyglądały okolice.

wtorek, 29 września 2009

Panoramki

Na potrzeby nowej strony, którą umyśluje niedługo uruchomić, zrobiłem w weekend kilka fotek.
Po scaleniu wyszły bardzo ładne "panoramki"



 


Widać domek w całej nieokazałości...już nie długo jego wygląd radykalnie poprawi się!




Następnym razem zrobię takie zdjęcia dookoła chatki...

czwartek, 17 września 2009

Cywilizacja

Jest ciemna czarna noc...i gdyby nie księżyc pewnie zdjęcie poniżej byłoby zupełnie czarne. Wychodzę przed dom i nie widać żadnych oznak cywilizacji.
Co ciekawe kilka latarni stoi (na szczęście dość daleko) w Wisłoku. Kilka z nich stanie za chwile na w Czystohorbie...rosną zupełnie jak grzyby po deszczu. Ciekawe czemu mają służyć?


Osobiście wole Ciemność. Może nie być prądu. Woda z rzeki (latem) lub ze studni (zimą) w zupełności mi wystarcza. Zimą przyda się jeszcze ciepły piec. Takie klimaty są dzisiaj bezcenne...za wszystko inne można zapłacić Karta.

wtorek, 15 września 2009

Tuż...tuż

...remont!


Cały tydzień razem z Tatą pracowaliśmy w
pocie czoła. Rozebraliśmy PrzyIzbie zbudowane z kamienia po to by odsłonić kamienie węgłowe i przygotować dom do podniesienia. A trzeba go podnieść co najmniej o 10-15 cm...może jeszcze więcej. To się okaże po wymianie podwaliny, z której niewiele już zostało...Rozebraliśmy drewnianą konstrukcje zasłaniającą wejście do piwnicy. Ostał się tylko daszek, który chroni je przed deszczem.















Powała rozebrana do końca. Konstrukcja na tyle domu przestała istnieć. Dzięki temu widać wejście do schowka za oborą. Ma swój styl...





















Trzeba było też wdrapać się na mocno spadzisty dach i poreperować co nieco dziury, którymi woda lała się do środka...tato-fachurka bawił się w dekarza. Ja tylko podawałem narzędzia. Praca na takiej wysokości bez zabezpieczenia to zbyt wielkie wyzwanie jak dla mnie...


W tym miejscu muszę wspomnieć o naszym towarzyszu-pomocniku. Oto zdjęcie Królowej na Papie:


















Do końca września ruszy remont. Fundamenty, podwalina, brusy ścienne aż do belki oczepowej zostaną sprawdzone i w razie potrzeby wymienione. Drzwi frontowe i okna powrócą do oryginału. W środku stanie piec.
Jeśli zima nas nie zaskoczy Sywestra spędze już w domu - nawet jeśli nie będzie gotowy fundament, nawet jeśli wiatr będzie wiał po izbie (bo ścian nie zdążymy uszczelnić mchem i gliną)...po prostu kupie grubszy śpiwór!

czwartek, 10 września 2009

Praca fizyczna

Szef kiedyś na jakimś zebraniu powiedział, że czasami trzeba popracować fizycznie. Za jego radą chwyciliśmy się za łopaty, szpadle, łomy i łapki i jeliśmy czynić porządki. Na pierwszy ogień poszła piwnica...teraz już wysprzątania nadaje się do okazania. Cała z kamienia przetrwa jeszcze nie jeden remont tego domu. Ten z lewej to Jaro a z prawej mój Tato.














Pogoda nam się zepsuła więc zabraliśmy się za rozbieranie powały. Trzeba całe siano zwalić na dół i zerwać wszystkie deski. Tu na zdjęciu widać tego początki..
A jak słonko świeci rozbieramy "przyizbie" z kamienia. Dawniej służyło jako chodnik wokół domu. który bezpiecznie pod dachem suchą nogą pozwalał obejść dom i zwierząt doglądać.

Sprawnie nam to idzie.
Odsłaniamy wielkie kamienie węglowe na, których leży podwalina (a raczej to co z niej zostało). Ciężka fizyczna praca. Takiej mi trzeba. Umysł wyłączony. Telefon milczy (bo nie ma zasięgu) - wypoczywam!





Wczoraj byliśmy na Poplenerwoym wernisażu w Komańczy...jeden obrazek przypadł nam szczególnie do gustu. Zdjęcie nie oddaje uroku. Mimo to warto go zobaczyć. Mam nadzieje, że autorka nie weźmie mi za złe , że je tu pokaże.

środa, 26 sierpnia 2009

Do przodu...

Ekipa już już prawie dogadana, architekt na dniach zacznie tworzyć swoje dzieło...potem już tylko pozwolenie na budowę i remont ruszy z kopyta. Łatwo mówić. Pięknie wygląda. W rzeczywistości wiszę na telefonie. Uzgadniam szczegóły. Kwoty. Załatwiam jakieś dziwne papierki. A na pozwolenie czekać będę w nieskończoność...
Wierzę mocno, że w pierwszych ciepłych dniach nadchodzącego roku zacznie się budowa. Najdalej do wakacji konstrukcja będzie już bezpieczna. A wtedy będzie już widać efekt i właściwy kształt całości.
Dziękuje Małgosi za odwiedziny i ciepłe słowa...niewielu ludzi podziela mój zapał. Jeszcze mniej jest wstanie zrozumieć dlaczego mam zamiar wydać taki majątek na starą zrujnowaną chyżę łemkowską...jeszcze raz, dziękuje.
Czy chcielibyście mieć taki piec w domu?




A ja taki będę miał!

środa, 19 sierpnia 2009

Jestem z Wisłoka...

sercem, duszą i ciałem...a przynajmniej oficjalnie.
Załatwiłem wszelkie z tym związane formalności.
Jeszcze tylko tablice rejestracyjne zdradzają skąd przyjechałem ale i to zmieni się wkrótce...

Ostatnie dwa tygodnie spędziłem w Wisłoku starając się ze wszech sił przygotować chatę do remontu. Udało mi spotkać się z majstrami i ustalić zakres prac. Architekt już wie co ma robić. Musi ostro zabrać się do pracy. Inwentaryzacja, projekt, pozwolenie na budowę to wszystko zajmie kilka miesięcy. Przy sprzyjających wiatrach najmarniej ze dwa.
Przeniosłem Świątynie Zadumy na tył domu, zrobiłem porządki na poddaszu, skułem beton przed wejściem do sieni. Dokopałem się do ogromnego kamienia, który spokojnie pod nim sobie spoczywał. Całe podwórko jest wyłożone kamiennymi płytami z rzeki.

Dom zaś stoi podparty na węgłach na ogromnych głazach. Dobrze je widać na zdjęciu, z boku domu. Ich wytarganie z rzeki to ciężka praca. Sam się o tym przekonałem.


To wszystko udało mi się zdziałać dzięki życzliwości sąsiadów. I choć dzieli mnie od nich wąski strumień i lata doświadczeń to są dla mnie jak rodzina.
Od kilkunastu lat mieszkają w starym żydowski, najpewniej domu zbudowanym przez łemków a wciąż są obcy w tych stronach. Hodują kozy i produkują pyszny kozi ser. Z ręką na sercu mogę polecić ich wyroby.

Najdzielniej pomagał mi ich syn - Jaropełk. Idealne imię. Zupełnie jakby urodził się przed wiekami a ma dopiero 12 lat. A może powinienem napisać aż 12!

Ciężko było wyjeżdżać. Teraz żyję nadzieją, że za chwile tam wrócę...zupełnie jakby to właśnie był mój dom.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Przyroda



Tydzień temu posadziłem przy drodze wierzbowe kołki...przyroda jest niesamowita! Widać na nich już pierwsze pąki i listki :-)






Sprawdziłem stan wody po ostatnich suszach...stan wody w rzece zadowalający. Z przyjemnością zażyłem kąpieli...

i tylko wspomnę, że znalazłem fachurków od łemkowskiej ciesielki. Nic więcej. Nie będę zapeszał.

czwartek, 16 lipca 2009

Demolka...


Chatka ładnie wyglądała...póki jej nie oczyściliśmy;-)
Odarta została ściana północna i wschodnia z papy, zdemontowane obicie z płyty pilśniowej wewnątrz części mieszkalnej, zerwane podłogi.
Obraz nędzy i rozpaczy...
Za to teraz nie będzie już niespodzianek!

To co widać w rogu (górka z kamieni) to piwnica. Wejście do niej znajduje się z boku domu.
W środku oryginalne sklepienie z kamienia, zimność i suchość. Niestety nie mam żadnego zdjęcia...zrobię w weekend.
Na zdjęciu po lewej widać, że ktoś wymienił w części pod oknem kilka bali...raczej marnie to wygląda.
Dom trzeba podnieść o około 20-30 cm. Przez blisko 100 lat tyle mniej więcej zapadł się w ziemie.

W środku na pierwszy rzut oka - tragedia. Po bliższym przyjrzeniu się widać, że ściany są w lepszym stanie niż te z pod papy...
Zachowały się oryginalne odrzwia, niestety nieco poszerzone w jednej z części. Progi podwaliny powycinane ile się dało...ale o nie się nie martwie. I tak wymieniać będę podwalinę a to oznacza, że progi wrócą do oryginału.
Martwią mnie okna. Są za wielkie. Ponoć to już trzecie w tym domu...po oryginalnych nie ma już śladu.


A chciałbym żeby wyglądały tak:


Zaś cały domek po remoncie o tak:


Prawdziwy skansen! I tak ma być...

wtorek, 14 lipca 2009

Początki



Dawno, dawno temu...jakieś 20 parę lat nazad, mamuś z tatą wysłali mnie w góry na obóz w Beskid Sądecki. Potem jeszcze raz i kolejny...tak mi się spodobało, że po latach wędrówek po górskich bezdrożach zakochałem się... w Bieszczadach. Z tej miłości zrodziło się pragnienie by wynieść się z miasta...i na stałe w nich zamieszkać.
I chyba do normalnych nie należę (znajomi czasem się w czółko stukają) bo upodobałem sobie chyże łemkowskie. I tu, jakieś trzy lata temu zaczyna się moja historia.
Tyle czasu zajęło mi poszukiwanie miejsca skąd w przyszłości nogami wyniosą mnie do przodu;-)
Kupiłem dom. Piękny. Stary.Oryginalny. Bardzo zniszczony. Nic to.
Ważne, że to jest to miejsce!
Wisłok Wielki.