niedziela, 10 października 2010

Pierwszy ogień, pierwszy dym!

Piec nie gotowy jeszcze... zostało jeszcze trochę układania ale już odpalony!
Kolejna noc w takiej zimnicy jak ostatnio była już nie do pomyślenia...
Dlatego jak tylko udało się zamknąć komin i lufty... podłożyliśmy delikatnie ogień


szybciutko wybiegłem przed chatę sprawdzić czy "dobrze" dymi


Działa!
Jest coraz cieplej...

czwartek, 30 września 2010

Rzecz dalsza o piecu w kolorach jesieni

Szybko przyszła jesień...
Jesion przed domem wyłysiał...stary i chory już bardzo martwi mnie okrutnie...nie wiem czy dotrwa kolejnej wiosny...


Zdążyliśmy wymurować i wysypać żwirem wjazd...zawsze w tym miejscu kąpaliśmy się w błocie... tej wiosny będzie inaczej!






Dobrze, że kolory jesieni rekompensują brak słońca i przenikliwy wiatr, który ziębi na wskroś.



Okna sprawdzają się wyśmienicie. W przyszłym tygodniu będą już drzwi. Ta część domu zostanie definitywnie zamknięta. Szczelna od świata będzie schroniskiem przed wiatrem, śniegiem i zimnem.
A ciepły piec (wciąż mam nadzieje, że uda się za pierwszym razem) sprawi, że w środku będzie naprawdę przyjemnie.
Kanały dymowe prawie gotowe.




Zostało dokleić czapkę pieca i wymurować piekarnik (coś na kształt pieca chlebowego). Zajmie mi to jeszcze pewnie jakieś dwa, trzy dni...ale skończę dopiero w przyszłym tygodniu...wcześniej nie dam rady. Znów zawirował świat!

poniedziałek, 27 września 2010

Under construction...

 Powiało chłodem...dzień za dniem coraz krótszy a noce coraz zimniejsze...przyszedł czas na piec!
I choć to moje pierwsze tego rodzaju dzieło to jestem pełen entuzjazmu i nadziei, że będzie działać tak jak sobie wymyśliłem...a jak nie to go rozbiorę i zbuduję kolejny....aż zostanę Zdunem!
Solidna stopa to podstawa.
Tato-Dziadek wylał ją już dwa miesiące temu. Potem trzeba było ją nieco zmodyfikować ale to już inna historia...pierwsza cegła położona:



...nawet nie jedna...szybko wyrosła kuchnia...






Tak wygląda na dzisiaj i ciągle rośnie:



Fasada zaczyna wyglądać jak ze zdjęcia...tylko tynków brak...nie ma jeszcze blatu z kamieni ale w tej chwili nie jest on najważniejszy....
Z tyłu kuchni urosła przemyślna konstrukcja z rozbiórkowej cegły na kształt labiryntu Minosa...

...która będzie podstawą pieca ale będzie także służyć do ogrzewania powietrza pod piecem...które z kolei przez komin i specjalny do tego celu szyb poleci sobie na górę... no bo, po co grzać ziemie i ściany?


A komin? Prawie gotowy...ciągle leje i to znacznie utrudnia prace na dachu...ale postępy widać:




Może jednak uda się skończyć remont konstrukcji przed zimą i to z częścią dachu nad gospodarczym! Zmieniłem ekipe budowlańców...nie łatwo przyszło rozliczyć z poprzednią...trochę trzeba będzie po nich poprawić. Cóż, samo życie...

czwartek, 9 września 2010

Chabrowe szaleństwo....

No cóż...słowo ciałem się stało. Okienka pomalowane. Znalazłem przypadkiem w Praktikerze na dolnej półce kilka puszek mocno zakurzonej niebieskiej farby akrylowej...widać, że nikomu do gustu ten kolor nie przypadł. Kupiłem na próbę!
Moja radość była wielka, kiedy otworzyłem wieczko. W środku piękny chabrowy kolorek.
Futrynę drzwi pomalowałem w pierwszej kolejności...bez wahania!
Na zdjęciach wyszło bardzo jasno ale w naturze pali w oczy...ale  ściemnieje jeszcze! To zupełnie tak jak ze ścianami...na każdym zdjęciu wydaje się (patrz poniżej), że to inny kolor. Trzeba to zobaczyć w rzeczywistości!



Dziadek też się cieszy ze swojej roboty...


choć okienko zamknięte lepiej się prezentuje




A rzut oka na fasadę frontową pozwala wyobrazić sobie całość. Po skończeniu.


Madziu. Szykuj się na wielkie malowanie węgłów na wiosnę!

Niestety wcześniej to się nie uda. Każdy ma problemy z budowlańcami...

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

O chabrowym słowobrazków kilka...

Na około słyszę, że faceci to daltoniści i nie odróżniają seledynowego od zielonego, chabrowego od niebieskiego...
Poszedłem więc na łatwiznę i odwiedziłem odbudowaną cerkiewkę w Komańczy.
Jest śliczna choć brakuje jej czegoś co spłoneło...





No i ma to najważniejsze. Właściwy kolor na kopułach...



...i drzwiach...


niedziela, 22 sierpnia 2010

Postępy...

Dom w części mieszkalnej w całości oczyszczony i zabezpieczony, mieni się kolorami od wiśniowego przy świetle wieczora...


...przez brązowy o poranku...


...do brązowego w palącym słońcu południa...


Znów niestety fotki nie pokazują dokładnie tego co oczy widzą....ale i tak chciałem Wam pokazać owoc tygodniowej pracy ze szlifierką kątową i rozpylaczem ogrodowym. Dumny jestem z dokonania.

Tato pracuje jeszcze przy kominie...w izbie właściwie już skończony...



...widok bez pieca nieciekawy....ale praca wykonana. Już za dzień, dwa wybije się on ponad dach!
Potem jeszcze tylko kilka dni swoje musi odstać...i zabieramy się za piec. Materiał czeka złożony na boisku. Brak tylko żeliwnej płyty i drzwiczek...ale o te się nie martwię...właściwe widziałem Komańczy kupię przy okazji.
Z początkiem września musimy piec odpalić! Zimno się robi a ogrzewanie izby olejowym piecykiem kosztuje krocie i jest mało skuteczne.
Dobrze, że już powała nad nią leży.
W piątek przyjechało kolejnych kilka super szerokich dech na powałę sieni. Jeszcze ze cztery i przykryjemy chyżówkę.
Brakujące okna zamówione. Drzwi też. Musimy przygotować chatę do zimowania... 

sobota, 14 sierpnia 2010

Od robala do motyla

...to dopiero stadium poczwarki...


...nocą, kiedy widać tylko oświetlony fragment frontowej ściany można już myślami mieszkać i udawać, że całość skończona...

...skończyliśmy dzisiaj czyścić drugą część ściany. Jutro z drogi będzie widać już całą pomalowaną chatę. Jeszcze brakuje kolorków na oknach, drzwiach. Wrota nie istnieją.
Ale serce się cieszy bo zaczyna przybywać domu!
Rośnie też komin w izbie.  Może uda nam się odpalić piec do przyszłego piątku...

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Syzyfowe prace

Życie na wsi to ciągła praca. W zasadzie gdzie by się nie rozejrzeć coś jest do zrobienia. I choć budowa na "chwilę" zatrzymała się w koło jest jest moc pracy do wykonania....zachciało mi sie już dawno - z okien chatki na Wisłok wyglądać...miło było by na rzekę spojrzeć.
Ale się nie da! Za oknem puszcza.
Tak mi coś do głowy strzeliło i w niedziele wyciągnąłem zabawkę (tak mówią sąsiedzi) w postaci piły spalinowej i jąłem ciąć zbędne moim zdaniem konary.  Po prawie sześciu godzinach pracy z przerwami na regeneracyjną kawę...(u sąsiadów smakuje lepiej niż w domu)...byłem właściwie w punkcie wyjścia...   


Puszcza była puszczą tylko drzewa na opał na tyle domu przybyło...wyciąłem znacząco starą jabłonkę. Jeszcze nie skończyłem nad nią pracować ale widać już pierwsze efekty...




Krzaki i haszcze usunąłem. Trzy suche kikuty wytnie leśniczy. Klosz z konarów jabłonki zniknął. Będzie więcej światła na łące i może zamiast mchu zacznie w tym miejscu trawa rosnąć.

A jak było, widać po lewej stronie od miejsca ze zdjęcia powyżej...


Knieja...
Ideałem było by doprowadzenie łąki za domem do stanu umiarkowanego zalesienia choć nieco podobnego do tego placu, który jest zejściem do rzeki:


Cóż kiedy wszystko rośnie...wytnę w jednym...urośnie w drugim...a przecież jest jeszcze ogromny trawnik przed domem...i budowa trwa....sia la la la la.
Sielanka!
Czy ktoś mówił, że będzie łatwo?

wtorek, 3 sierpnia 2010

Nieletni letnicy...

Chwilowo moja chata na dni kilka, zamieniła się w ośrodek dla nieletnich letników...są wszędzie!
Śpią na piecu (właściwie na jego fundamencie)...















...wieszają się w szafie:


...rządzą się w kuchni...



















Opanowały całą chatkę!

Tylko nocą kiedy wszyscy śpią...


 ...znów robi się spokojnie i cicho...a ledwie widoczne światełka okien... delikatnie znaczą to miejsce w ciemności.

Energia mnie rozpiera ale spokojnie przyszło mi czekać aż cieśle wrócą...znów jakiś kościół przenoszą, zabytek ratują...chatka musi czekać.
Jednak zimie nie dam się zaskoczyć!
Jutro przyjadą kominy!

Za dwa tygodnie stawiamy piec...to mój pierwszy w życiu...książek się naczytałem, naoglądałem się ich w skansenach i na zdjęciach, z fizyki byłem niezły  - więc raz kozie śmierć!
Jak nie wyjdzie to go rozbiorę i postawie jeszcze raz! Do skutku!
Dzięki Darkowi, który użyczył mi bogatą kolekcję swoich fotek udało mi się zbudować w głowie solidną konstrukcję bardzo podobną do tej na zdjęciu:


Blaty będzie miał z kamienia. Także w miejscu półki na której stoją kosze. Zamiast klatki na kury będzie miejsce na drewno...a w miejscu kociołka zmieści się płyta paleniska i ruszt.

sobota, 17 lipca 2010

"Każde marzenie dane jest nam wraz z mocą potrzebną do jego spełnienia"

...cytat z książki Kingi i Chopina...napawa mnie optymizmem!
Przesyłam i dedykuje go wszystkim tym, którzy się wahają i boją ich spełnienia (są i tacy) lub przyżywają ciężkie chwile, bo podjęli się ich realizacji i być może tkwią w martwym punkcie.

Nie, żebym był specjalnie wierzący ale coś w tym jest. Odkąd zabrałem się ostro do realizacji moich wyśnionych obrazów wszystko wygląda inaczej...może dlatego, że jestem optymistą, może dlatego, że jest we mnie ogromna determinacja i wola realizacji celu...nie wiem tego ale wiem, że to działa!

sobota, 10 lipca 2010

Bajkowo...

Dotarły okienka!
Niespecjalnie byłem kontent po ich obejrzeniu u stolarza. Robota fachowa i owszem ale trzy poziomie szprosy sprawiały, że zamiast kwadracików wyszły  prostokąty...a to nie mieściło się w moich wyobrażeniach o chacie łemkowskiej...okienka bez dwóch zdań wymagały modyfikacji!
Wymontowałem klejone od środka szprosy (będzie je łatwiej umyć) i wkleiłem je pionowo pomiędzy dwa dolne prostokąty na zewnątrz każdego skrzydła i wyszło to tak:


Całość prezentuje się bajkowo...


zapytałem przechodzącego sąsiada czy mu się okienka podobają...odpowiedź:

- takie ukraińskie...

i o to chodziło!

Po całym tygodniu pracy kończymy murowanie fundamentu pod drugą częścią domu....


...jest równie piękny co okienka....i węgieł, którego fotografie już wcześniej tu umieściłem.
 I On wyszedł lepiej niż się spodziewałem...


Krzywy jakby stąd był!
Coraz piękniej....
Ludziska przejeżdżające samochodami zaczynają się oglądać za chatą....co będzie jak nabierze kolorów?

czwartek, 8 lipca 2010

Na starcie - druga połowa

Lewa część chaty wygląd ma już właściwy...czas zacząć drugą cześć. 
Na razie straszy okrutnie...

 

 Od rana w poniedziałek budujemy we trzech fundament z kamienia...

I zaczyna to fajnie wyglądać.



z tyłu chaty braknie nam kamienia...ale musimy wymurować choć węgły pod podwaliną żeby cieśle mogli dalej układać belki...


Za namową Magda_Lenki poszukuje impregnatów w kolorze zbliżonym do oryginalnego malowania. Na zdjęciu niżej widać jego wyblakłe szczątki...


wydaje mi się, że dolny kolor z próbki  poniżej będzie akuratny!

  

...niestety zdjęcia nie oddają właściwych barw.

Są okienka! Za chwilę będą fotki.









czwartek, 1 lipca 2010

Huśtawka

Po głowie myśli mi dziwne biegają...rzucić wszystko i uciec się do Wisłoka...na dobre i złe.
Na razie zwycięża rozsądek. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Nie mam czasu nad tym się zastanawiać. Dopiero skończył się weekend. Chciałem zamieścić nowe fotki ale one już się zestarzały...bo jutro wstaje nowy dzień...pierwszy dzień nowego weekendu!

Dnie upływają na pracy i sprzątaniu. Sprzątaniu - bałaganu po fachowcach. Drewno trzeba pociąć, posortować i złożyć. Te spróchniałe i porażone przez owady spalić. Ogień płonie cały dzień...jak na olimpie. Plac uporządkować. Kamień wyciągnąć z rzeki bo od soboty ruszamy z murowaniem niedokończonego fundamentu drugiej części domu. A brakuje sporo!

Dom wzbudza ogromne zainteresowanie tak przejezdnych jak i miejscowych. Pierwsi zatrzymują się i oglądają z zaciekawieniem pełni podziwu, drudzy kręcą głową z politowaniem...ogarnia mnie huśtawka nastrojów...budować...palić...mieszkać...porzucić...sprzątać...

Dom wariatów! A może dom wariata?

Mimo chmur  i "mojego rozhuśtania" wybraliśmy się na rowery. W niedziele. A co!
Jedni do kościoła...inni na rower!
Zostawiliśmy mój biedny domek z tyłu i ruszyliśmy do Czystogarbu. Pod górę.


Miało być jedno wzniesienie ale wiara wyrwała do przodu i miast skręcić na starą drogę, asfaltem gonili w górę...i w dół. I tak cztery razy...


skończyło się...pchaniem rowerów pod górę.

grzbietówką...
 
 
... było łatwiej....bo z górki łatwiej pchać rower...



 No i była kraksa. Ale bez zdjęcia bo poszkodowana średnio się prezentowała po skoku na główkę przez  kierownicę.

Ciemne chmury nie napawały mnie optymizmem....




Dość już narzekania. Trzeba brać się do pracy! Od soboty wielkie murowanie...jak nie skończymy w tydzień to fachowcy nie wrócą i przed zimą nie skończymy...a ja już marzę o ciepłym piecu.