niedziela, 30 grudnia 2012

Szybko przyszła, szybko poszła...zimy prawie ni ma.

Wjechałem tedy na szczyt sam góry tej Zimy szukać. Po amerykańsku, na łatwiznę...Hilem pojechałem.




Śnieg prawie wszędzie stopniał. Pogoda piękna. Opalać się można. Zimy niet.
Dopiero pod lasem na Czystohorbie coś białego znalazłem. Śnieg chyba albo to co z niego zostało.




Spacer po górach zaliczony :)

Próbowałem wcześniej coś wysłać ale prędkość mojego połączenia mnie onieśmieliła...godzinę trzeba czekać, żeby cosik pokazać. Masakra jakaś. Znikąd ratunku.
Tak żyć chyba będziem w tej głuszy...bez okna na świat.

Już jutro Sylwester! W tym miejscu i w tej chwili Wszystkim podglądaczom życzę szczęścia i spełnienia marzeń w nadchodzącym 2013 roku !

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Zima przyszła...

cichcem, nocą przyszła....głębokim minusem dać o sobie znała.





 I tak już na dobre została.
Szczęśliwie ściany wewnętrzne po części już opatrzone...a z kominka żar bucha. W prawej części domu cieplutko jest. Gorzej z lewej strony...trzeba dzień cały mocno palić by podłogę rozgrzać. Czasu nie starcza kiedy weekendem tylko jestem.

Powoli zabrałem się za chyżówkę. Ściana ocieplona i płytą zamknięta. Instalacje wyprowadzone. Podłogę szykuje. Ługuję...mydłem smaruje. Porządnie wyglądać będzie.






Do ferii kuchnie tam przeniosę i w małym pokoju zamieszkam. Stan surowy deweloperski można rzec w tym komnatach osiągnięty!



Do wiosny prawie wszystkie ściany ocieplę...bale tylko w ścianach działowych widać będzie.

piątek, 23 listopada 2012

Czekania dwie zimy prawie....

Tak, tak. Dwie zimy prawie minęły od kiedy pewien Jesion obalon został na ziemie. Porżnięty na grube deski czekał swojej chwili by stołem zostać! 
Tak długo nań czekałem, że nocą jeszcze po jego przywiezieniu i postawieniu w boisku zdjęcia robiłem.


Podniecony do rana czekać musiałem by w innym świetle spojrzeć na to moje małe (blat 170x83) cudo...


żeby blasku nie straciło olejować go postanowiłem. Niestety proces taki powoduje, że drewno leciutko żółknie...próby czynie zatem z ługiem. Potem myślę olejować....ale pierwej zobaczę co wyjdzie. 
Podobnie ługować będę deski podłogowe, które po oszlifowaniu pięknie wyglądają i naprawdę nieźle  się na przyszłość zapowiadają.

  

Najmniejszy pokoik gościnny wyglądu zaczyna nabierać.

 

Rzecz oczywista płyty straszyć nie będą...najchętniej  gliną ściany bym obłożył ale to materiał nietrwały bardzo...zaprawą gipsową z piachem grubym podobny efekt faktury uzyskać miarkuję...a i równie zdrowy, bo i gips i glina po równo oddychają...
A w chacie cieplej coraz...każda ocieplona ściana poprawia komfort ogrzewania...mniej drzewa potrzeba...i dobrze, bo zima idzie. Powoli i nie śpiesznie ale wieczorami mgły już horyzont zasłaniają.



Świtaniem zaś słońcu przebić się nie dają...noce zimne, poranki mroźne zaś i oszronione... 

 








środa, 7 listopada 2012

Plany, plany, plany....


Przybywa nas "Wariatów"...budowniczych
Piszecie i dzwonicie do mnie z pytaniami. Staram się na wszystkie opowiadać. Niestety nie zawsze mam na to czas. Wybaczcie jeśli kogoś pominąłem. 
Ponieważ wiele z tych pytań dotyczy tego co wśrodku postanowiłem kontynuować temat wątku o Chyży

Pierwsze chyże nie miały tak rozbudowanego wnętrza jak moja. Składały się na ogół jedynie z Izby, do której wchodziło się z Boiska centralnie umiejscowionego z wielkimi drzwiami, przez które wóż wprowadzano. Do Obory po przeciwnej stronie Boiska wejście było z zewnątrz.  Takich Chyży już się nie spotyka...ostatnią, którą zwiedzałem (jeszcze stoi i jest wykorzystywania jako warsztat) zbudowano w 1889 roku.
W mojej Chacie nie zachowało się datowanie. Po konstrukcji i belkach wnoszę, że jest z lat 1900-1920. Nowsze domy  budowano z większej ilości belek. W skrócie można powiedzieć, że im ich mniej tym dom starszy. 
Starałem się zachować oryginalny układ pomieszczeń. Dostosowałem go jedynie do swoich potrzeb. Wyciąłem jedną ścianę Obory by zrobić do niej wejście z wewnątrz i zlikwidować całkiem bezużyteczny paśnik (bardzo wąskie 90cm i długie 550cm pomieszczenie) za Oborą. Został po nim kawałek ściany w  narożniku przy obecnym wejściu. W miejsce oryginalnego wejścia do tego pomieszczenia w ścianie frontowej miast drzwi okno się znalazło.
Wstawiłem dwie ściany działowe. W ten sposób powstała Ubikacja i Łazienka w pokoju dla gości.
Bryła budynku nie uległa zmianie. Od frontu nie będzie na pierwszy rzut oka nie widać moich zmian.




Poddasze to już zupełnie inna bajka. O ile parter w miarę możliwości będę starał się odtworzyć w klimatach łemkowskich o tyle góra ma być nowoczesna.
W prawej części domu znalazło się miejsce na kolejne dwa pokoje dla gości. W lewej lokum dla mnie. Wszystkie pokoje będą miały łazienki.


Okna dachowe umieściłem tylko w tylnej części dachu. 


Za wszelką cenę starałem się front domu pozostawić oryginalny...tak by z drogi przejeżdżającym Chyża jawiła się jak dawniej.



wtorek, 16 października 2012

Poniedziałek zły jest na początek.

Mówiłem, że nie lubię poniedziałków? 
Dlaczego? Bo to pierwszy dzień tygodnia...i dni pięć znów upłynąć musi zanim do Wisłoka wrócę...no chyba, że tydzień jakoś skrócę.
I choć noc już prawie zerkam po moich zdjęciach...plac budowy widzę.
Zajrzałem na stare historii już karty...a tam drzewa rąbanie, składanie, do zimy szykowanie.



Deja vu. Czas stanął. Z tą małą różnicą, że drzewa na opał jest więcej, z zeszłego roku sporo zostało.
I na wejściu belki modrzewiowe leżą. Ładniutko, bezpieczne już, złożone lepszych dlań czasów czekają.
 

Grzybów się kilka w wolnej chwili uzbierało....tyle ledwie przyjemności zaznałem jeśli ciepłości od rozgrzanej kamiennej posadzki w to nie wliczyć.
Zima idzie, nie ma to rady...


piątek, 21 września 2012

Zaraza...

Zjechało w końcu drewno na budynek gospodarczy...w sumie 50 belek Niestety zostało zainfekowane przez robale...musielim każdą prędziutko oczyścić i zabezpieczyć. W każdą dziurkę po robalu igłą wstrzykiwałem preparat impregnujący i zabijający ich larwy...efekty będzie widać pewnie dopiero po zimie. Będę jeszcze te belki przekładał przed zimą i ponownie zabezpieczał chemią. Mam nadzieje, ze skutecznie uda mi się z te szkodniki zniszczyć. Szkoda było by tak ładnych belek... 




Z tyłu domu widać postępy...wszystkie okna znalazły już swoje miejsce. Gontów zostało ledwie na trzy krokwie...nie wystarczy na całą tylną część a nowych nieprędko przybędzie. Przestało mi się śpieszyć.


Mam czas...do wiosny :)

wtorek, 11 września 2012

NieBieszczady

Wiecie, że już zapomniałem jak wysokie góry wyglądają?
Dobrze, że trafiło się firmowe spotkanie w Zakopanem.
Fajne miejsce. Miła atmosfera. Znajome twarze. I super atrakcje! 
Wypad w Tatry pod opieką ratowników TOPR. 
Musiałem zrezygnować ze zdobycia Mnicha i zjazdu po linie nad przepaścią...nie bylem nań przygotowany. Wybrałem długą wycieczkę z Kuźnic do Murowańca przez Kozi Wierch do doliny Pięciu Stawów i dalej do Palenicy.
10 godzin marszu półbutach ;-)  (bo moje obuwie Wisłoku zostało). Nie stworzone do górskich eskapad nie wytrzymało trudów. Już w hotelu po powrocie zorientowałem się, że but lewy na pół pękł a obcas swoim życiem żyje...ale straty jakieś muszę być! Kilka widoczków poniżej...  

Czarny Staw Gąsienicowy.


 Kozia przełęcz.
 Dolina pięciu stawów z Koziej przełęczy.


Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów po remoncie...nowy gont wygląda z daleka nieźle. Bliżej traci na uroku. Maszynowo rżnięty w równiutkie deski już krzywi i wichruje się gdzie nie gdzie...

Bardzo miło spędziłem weekend. Dobrze jest oderwać się od rzeczywistości...a już "Jesień idzie...nie ma na to rady"

środa, 22 sierpnia 2012

O czarownicach :-)

A było ich 11!
Dwie takie młode "czarownice" (dwie z dziewięciu + dwa nieloty)...tuż przed odlotem z dachu złapano w obiektywie aparatu.



Jedna wystartowała z polowego lądowiska...


Pantofelki zgubiła. Może to księżniczka była? Nie zdążyłem się przyjrzeć ;-)
Innej zaś w czernidle moczyć się  zachciało...


A ja sobie tak siedziałem i patrzyłem...kędy One latają



Pewnikiem psoty jakoweś sąsiadom czyniły....

Pozdrowieniem od gonciarza dla Poznańskich gości :-)


wtorek, 14 sierpnia 2012

Pechowy dzień

Otwieram oczy, włączam nasłuch...leje! 
Tak się zaczęła sobota. 
Dzień wcześniej w dachu wyciąłem otwór na kolejne okno...na noc zabezpieczone folią ale i tak wody się polało wiadro.
Jak tu deski przybijać? Około południa nie wytrzymałem i ubrany bojowo wyszedłem na dach...kapuśniak w ciągu godziny przemoczył mi ubranie...przerwa na ciepłą herbatę i zmianę ubrań i heja...na dach.
Rozpadało się na dobre popołudniem...odpuściłem. 


Tak zupełnie przypadkiem zaszedłem na strych sprawdzić temperaturę ciepłej wody w bojlerze... a tu woda kap, kap...z przyłącza do bojlera. Chciałem tylko dociągnąć śrubunek...trysnęło gorącą wodą. 
Błyskawiczna akcja: zakręcanie zaworów, wyłączanie pompy, spuszczanie wody. Wszystko w biegu. 
Obejrzałem rozkręcone złącze. Pęknięte na gwincie...i skąd tu wziąć śrubunek kątowy 1" na takim odludziu w sobotę wieczorem? Tak po ludzku zostawić gości w chacie bez wody nie chciałem... do Krosna w godzinę dojechałem i na dzwonek przed zamknięciem zdążyłem. 
Ważne, że co potrzeba kupiłem i o 23 wodę włączyłem! 
W tym wszystkim biegając po drabinach w pewnym momencie uderzyłem stopą i najmniejszym palcem w betoniarkę. Zatańczyłem pirueta. Usiadłem i czekałem aż palec zsinieje...rusza się więc nie złamany.  
To tyle dobrych wiadomości ;-)

Olcha pocięta. Zostało kilka metrów Buka z zeszłego roku...a kto potnie dalszych 10 w metrach złożonych przed domem?



poniedziałek, 23 lipca 2012

Kolejna "Gwiazdka"

Pierwsza za to, że na głowę nie pada.
Jest gdzie się położyć i zwierzaki w nocy po głowie nie biegają...no nie licząc tych oswojonych - myszy ;-))
Druga, za prąd i wodę. 
Nie trzeba biegać do studni. Kręcić dynamem by gazetę poczytać...chyba, że dla sportu.
Trzecia, bo odkręcam kran i leci ciepła woda! 
Zamontowałem w końcu grzałkę w zbiorniku. Już nie trzeba łupać drzewa, podniecać ognia...chociaż lubię podniecać. Cóż kiedy samo się robi. Godzina dziennie zajęć mniej. I mniej o 10zł w portfelu...czas na zmianę taryfy z elektrowni.

W sumie to posiadam już trzy gwiazdki. Oczywiście sam je sobie nadałem ale na każdą z nich zasłużyłem! (moja samoocena sięga sufitu ale tylko dzisiaj :-)! )

Na gwiazdkę (taką z nieba) zasługuje też Małgosia (to już druga polonistka o tym imieniu, którą znam) bo naszkicowała na szybko moją chatę...

Uczyła Julę rysować krzaczki a wyszła Chata nad Wisłokiem. Dziękuje.
Osobiście to moja wielka tragedia. Znów polonistka pod moim dachem. Trauma z dzieciństwa. Chory byłem jak musiałem na polski wędrować...i vice versa.  Polonistka była chora jak mnie widziała.
W pamięci mi zapadło jedno dyktando. 24 oceny negatywne i tylko jedna pozytywna. Pamiętam jak moja kadra nauczycielska rzuciła zeszytami i wściekle zakomunikowała wyniki dodając przy tym:  "i to (ta jedyna pozytywna) na dodatek Sztukowskiego!"
Nigdy jakoś szczęścia do nauczycielek nie miałem...taki ze mnie mały drań!
 

poniedziałek, 16 lipca 2012

Bitwa o Dom...

W sobotę połknąłem jednym tchem "Folwark Zwierzęcy"... tamże znalazłem tytuł do bloga... była tam Bitwa pod Oborą, była Bitwa pod Wiatrakiem.... a w niedzielę stoczyłem Bitwę o Dom!
Całkiem przypadkiem zresztą.
Zachciało mi się w niedziele wieczorem krótszą drogą wnieść do Chaty gonty...w tym celu otworzyłem podwójne drzwi do Boiska - od stycznia nie otwierane. Ciężko coś mi szło. Szarpnąłem. Otworzyłem. Drzwi ustąpiły a gniazdo wściekłych Os zostało rozerwane.
Dokumentacja skromna.Wybaczcie. Mam tylko jedno zdjęcie...nie było czasu na jej właściwe przygotowanie.


Za radą sąsiada zaopatrzony w worek na śmieci, rękawiczki i nóż przystawiłem krótką drabinę do ściany...zamierzałem zerwać gniazdo do wora i rzucić w trawę gdzieś za drogą...pomysł miał wady ale wydawał się być wykonalny.
Stanąłem na drabinie. Ledwie rękę wyciągnąłem w kierunku gniazda kiedy z flanki zostałem zaatakowany przez zbrojny oddział żołnierzy-os...dostałem w skroń! W skutek odniesionej rany spadłem z drabiny...potoczyłem się po trawie i wciąż opędzając się od atakujących wściekle owadów uciekłem daleko...poza zasięg bojówek wroga.
Przegrupowałem siły. Skoczyłem po odsiecz do sąsiada-pszczelarza. Dotąd przekonany byłem, że do czynienia mam z pszczołami...ten wyprowadził mnie z błędu. Bez trudu w kilka minut ledwie z użyciem benzyny (ale bez ognia) rozprawił się z wrogiem...chwała mu za to.
Oczywiście szerokie audytorium w osobach: Mamy, Dusi, Pauliny i dwóch Małgosi z lekkim rozbawieniem przyglądało się z bezpiecznej odległości moim zmaganiom...z pomocą się nie kwapiły choć moje rany cebulą natychmiast opatrzyły.
Okazuje się, że jeszcze jedno gniazdo mam w ścianie szczytowej....muszę dokonać jego ex-terminacji, bo mnie pogryzą jak im gonty na głowach będą przybijać...



poniedziałek, 2 lipca 2012

Prowadzi mnie los...

Zaczynam w to wierzyć.
Pamiętam pierwszę pracę, pierwsze kłopoty. Kolejną i następne schody...
Pamiętam zakup chałupy. Równo trzy lata temu. Jeden wielki zbieg okoliczności potem kolejne.  Remont wygląda tak samo. Nic się w przyrodzie nie dzieje bez przyczyny.
Zawsze jednak jakoś z opresji wychodziłem. Jakoś dziwnie tak udawało się odmienić los na lepsze.
Wszystkiemu winne są Zmiany. Chcemy czy nie i tak nadejdą. Od nas zależy czy je właściwie wykorzystamy.  I teraz nadchodzą. Czuję to...

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Dziennik gonciarza.

Chyba taki tytuł powinien mieć ten blog. Każdy wpis podobny byłby do siebie a zaczynał by się od:
Dziś przybiłem 820 gontów!
Dziś przybiłem 950 gontów!
Copy-paste i gotowe.
Pod dzisiejszą datą wpisałbym bym:
Przybiłem kolejne 850 gontów i wstawiłem kolejne okno w dachu. Na dowód zamieszczam zdjęcie.



A żeby nie było, że samo się zrobiło dodam jeszcze jedno "na robocie":


Za to Mój Pokój nad główną Izbą i Sienią wygląd zupełnie inaczej w świetlne dziennym.


Tymczasowo służy jako skład budowlany. Ale w porównaniu do czasów kiedy słońce tu nie docierało...pamiętacie to zdjęcie przy lampie? Niebo do ziemi.

Ostatnie okno od drogi dopiero teraz nabrało niebieskiego koloru. Zwyczajnie nie było kiedy o nie zadbać... Za to pomalowało się "samo"  :)


a wygląda się przez nie jak dawniej. Na zieloną łąkę.


Niestety poza oknem od drogi nic się nie zmieniło. Można by rzec na froncie bez zmian!


Dlatego dla podwyższenia morale kupiłem sobie koszyk. Taki zwykły. Wiklinowy.
Takie proste i takie tanie a cieszy...