wtorek, 23 marca 2010

W chmurach

Z przyjacielem i znajomymi udał nam się weekend w chmurach nad ...Karkonoszami!

W sobotę skiturowaliśmy...w niedziele pokonywaliśmy granice. Tak przynajmniej twierdzi mój towarzysz...dla mnie to była nieco szalona wyprawa...zmokliśmy obaj do ostatniej suchej nitki!



Widoczność? Dwie, trzy tyczki...a zjeżdżaliśmy ze Śnieżki (której de facto nie zdobyliśmy) na tyłkach...bo wszystko zamarzło. 
Kto by myślał o rakach...na weekend?
Spokojnie odpoczywały w szafie.
Na dole było o wiele spokojniej...i bardzo zielono...poprzedniego ranka kiedyśmy tędy wchodzili jakoś tego nie zauważyłem...




ale chmury nawet z daleka....niczego dobrego nie wróżyły...


Największym zaskoczeniem był Poniedziałek!

Wiosna przyszła z zaskoczenia...gdzieś zza pleców wyskoczyło Słonko!


Wiosna!
Wiosna!
Wiosna przyszła!

W takim klimacie a miło zwiedzić było perełkę Karpacza...świątynie Wang


Zbudowana w XII-XIII wieku w Norwegi...uratowana od zniszczenia w XIX wieku przez pasjonatów, którzy poznali się na jej wartości.
To dopiero było przedsięwzięcie!
Czym jest dzisiaj przenoszenie starej chaty? Toć to bardziej przypomina przeprowadzkę...niż prawdziwą wyprawę jaką  musiał przetrwać ten zabytek....

wtorek, 16 marca 2010

Prawda li to czy fałsz....nieco filozoficznie

Już wiem, że jest prawda:
- ekranu.
- czasu,
- gówno prawda,
- święta prawda

 i takie tam...

A czym jest ta właściwa, szczera?

Może nieco zbyt impulsywnie, ostro zareagowałem alem świeżo po wieczorku autorskim z Jejmościem Domosławskim...

Zainwestowałem 50zł w jego książkę...i teraz sam nie wiem czy czytać powinienem...jutro kolejny wieczór autorski...pewnie pójdę syntetyzować prawdę...

Wróciłem rozbity...nie wiem kto mówi prawdę.  Mnóstwo pytań, pokrętne odpowiedzi...

Zdobyłem autograf Andrzeja Stasiuka. Jego prawda mi odpowiada...taką przyjmuje, rozumiem.

wtorek, 9 marca 2010

Czas na Wiosnę!


....po zimowym letargu...wyglądam zieleni i słońca!

Kupiłem tedy kawałek wiosny za piątaka...


Zerkam nań co chwilę kiedy rozkwitnie...i przypominam sobie wiosenne wędrowanie...



...rok temu? dwa?

Nieważne, pachnie tak świeżo!

I ta zieleń liści...żywa, pachnąca...jeszcze nowością wygląda...



To moja ulubiona pora roku...nie mam nic przeciwko Zimie...ale wszystko przemija i wszystko ma swój czas.
Czas na Wiosnę!

sobota, 20 lutego 2010

Rząd dusz...




...wisi u belki w Cerkwi prawosławnej pod wezwaniem św. Onufrego (Wisłok Dolny)


Kiedyś każda miała swój dzwon. 
A może wypada powiedzieć, że każdy dzwon miał swoją dusze?
Dzisiaj są one eksponatami muzeum, które powstało po remoncie Cerkwi w latach 2002-2003
W jego zbiorach można znaleźć ciekawe dokumenty, znalezione pod podłogą na strychu. 
Obecnie są one w części udostępnione...a, że są ciekawe widać z tej instrukcji:

 

Instrukcja dla Oglądaczy Zwłok
Brzmi pięknie.

Od zapomnienia udało się też ocalić fragmenty żeliwnych...



i kamiennych nagrobków...


odnalezionych w najbliższym otoczeniu Cerkwi
Przetrwało też kilkanaście przedmiotów pochodzących prawdopodobnie z Cerkwi Górnego Wisłoka


wszystkie są piękne...
 



Oglądać możemy te eksponaty dzięki współpracy i zaangażowaniu m.in. ks. Krzysztofa Pichury , NGK "Magurycz" oraz innych ludzi w projekt utworzenia Muzeum w Cerkwi.

NKG Magurycz to stowarzyszenie społeczników - zapaleńców, którzy poświęcają swój czas by zachować od zapomnienia uratowane cudem elementy kultury przeszłości Beskidu Niskiego i Bieszczadów.
Ich pracę widać niemal na każdym starym lokalnym cmentarzu....


środa, 17 lutego 2010

Duchy Beskidu...

Spacerkiem z małej wsi Kotań są dwa kroki do Świątkowej Małej i Wielkiej...idąc białym asfaltem do Cerkwi mijaliśmy po drodze duchy przeszłości...

 

i uśpione im podobne zastaliśmy na miejscu...



...a strzegły tej świątyni:


Wędrując dalej ze Świątkowej Wielkiej przełajem do Kotani...


duchy wciąż nam towarzyszyły...


Wśród śnieżnej świątyni...


przez zamarzniętą  rzeczkę...


trafiliśmy do celu:

 

Tej świątyni pilnował Duch Wina Truskawowego...




jako żywy....mówię Wam!
Świadków było wielu!

niedziela, 14 lutego 2010

Szczepienie Górskiego Bakcyla*

"Wypożyczyłem" córkę na tydzień od Mamy w celu wykonania odpowiednich do warunków górskich szczepień...pierwsza przymiarka i problem!


 
Trzeba iść pod górę!

 

Ostatni będą pierwszymi...pomyślałem sobie...
A Tu Awaria!



- Daleko jeszcze? Już nie mogę!
- Chodź! Jeszcze parę minut. Na górze czeka już ciepła herbatka...
- Kiedy ja już nie mogę!
- To zostań. Wilki będą miały przekąskę.
- Tato!
- Julcia!
- Ja chcę na barana!
- Nie zabraliśmy go ze sobą...
- Oj Tato,
- Oj Jula....

A w  międzyczasie...
 

...niezbyt zimno, słońca brak ale przepięknie...

 

i prawie u góry..znów awaria!


- Tato ja chcę na barana!
- Nie widzę tu takiego...
- Tato...
- ....

Ostatecznie udało się dotrzeć na herbatkę do Chatki Puchatka 
po prawie 1,5 godzinnym marudzeniu w marszu...


Szczepienie udane. 
Chyba widać!?

* wszelkie podobieństwa, imiona i nazwy są całkowicie zbieżne i prawdziwe...choć mogą wydawać się nieprawdziwe.





sobota, 30 stycznia 2010

Chyża...

...chyra...chЫża w nazewnictwie łemkowskim oznacza chatę (kurną)...dom.
Jego wygląd, rozkład a nawet położenie ma ścisły związek z regionem i kulturą mieszkańców...
Po wyglądzie chałupy można łatwo zorientować się czy jesteśmy na terenie Łemków, Bojków, Pogórzan czy Dolinian....jeśli chcesz wiedzieć więcej, o tych ostatnich trzeba odwiedzić Skansen w Sanoku

Wróćmy do Łemków...

Wsie w rejonie obecnej łemkowszczyzny powstawały już w 14 wieku...w większości stanowiono je na tzw: korzeniu... To były dziewicze tereny...lasy po horyzont. Trzeba sobie było wykarczować pole by można na nim gospodarzyć. Nie będę zagłębiał się w historię...wiedzieć trzeba, że najwięcej wsi powstało w 15 wieku...to był szczyt urbanizacji tego regionu.
Zdecydowana większość powstała na prawie wołoskim...no bo i na czyim?
To były czasy kiedy halami przemierzali ze swoimi stadami pasterze wołoscy...to Oni stanowili prawo. Teraz trudno było by je skreślić słowami...chyba nie zachowała się z tamtych czasów żadna pisana jego wersja....przekazywano je sobie z pokolenia na pokolenie ustnie...takie kiedyś były czasy. Słowo było droższe od pieniędzy!

Wsie miały charakter łanowy...położone wzdłuż rzek, długim łańcuchem...gospodarz otrzymywał łan (dzisiaj to chyba coś ok. 30ha) ziemi od szczytu z jednej strony wsi do szczytu z drugiej strony...każdemu po równo. Tej lepszej ziemi przy rzece i tej gorszej...na szczycie. I radź sobie chłopie sam...
Domy budowano najczęściej z Modrzewia...drzewo bardzo żywiczne...świetny materiał...odporny na wodę i wilgoć...to widać. Po dziś dzień stoją chyże. Nie rzadko ponad stuletnie! I nieźle się mają.
Świetnym przykładem są domy w Zawadce Rymanowskiej:



Główną belkę podwaliny układało się na kamieniach...najczęściej wyciągniętych z rzeki lub ziemi...kto by wtedy szukał Kamieniołomu kiedy tyla budulca walało się wokół!
Odpowiednie drzewa wybierało się w lesie i po ścięciu jednego dnia zwoziło na miejsce budowy...drzewa o podwójnym pniu nie można było stosować do budowy. To groziło "rozwodem"....wielkie nieszczęście mogło sprowadzić na mieszkańców domostwa!
Podwalinę trzeba było suto oblać...gorzałka była do tego celu niezbędna...w tamtych czasach wierzono, że dom się rozeschnie jeśli majstry nie pokropią fundamentu! I dzisiaj chyba nie jest inaczej...
Surowe belki utykano (w zależności od regionu) mchem i zalepiano gliną...w moich okolicach ściany malowano paloną glinką, która nadawała charakterystycznego ciemno-czerwonego koloru węgłom. Glinę zaś bielono wapnem. Szczyty belek (ostatki) zdobiono motywami roślinnymi....

 

  

w szerszym ujęciu to tak wyglądało:

 
dach kryto słomianymi kiczkami...później gontami...to chyba wynalazek 19 wieku!
pierwotnie były one cztero spadziste...obecnie spotkać je można chyba tylko w skansenie:

 




i tyle na dzisiaj o tym jak budowano...
Żywo mnie to interesuje...może i Was tym zarażę!
Staram się na miarę możliwości kierować się tymi samymi zasadami i remontować moją chЫże...

środa, 20 stycznia 2010

Spacer po Rawkach

Wstaje rano...idę obejrzeć dom...Pańskim Okiem zerknąć czy wszystko wsjo w pariadkie...



zakładam buciory...i wychodzę w góry...




drapię się na Rawki...odwracam się i widzę Caryńską...za nią jest piękna dolina. Wiem o tym. Byłem tam nie raz. Nie liczne ślady przypominają o obecności Łemków przed laty w tym miejscu...o tym innym razem...idę dalej. Do góry...i zaglądam do raju




zdjęcia nie oddają piękna przyrody...samemu trzeba tam wejść i rozejrzeć dookoła.
Polecam.
Takie spacery przynoszą zapomnienie trosk codziennych i dodają wiary we własne siły i możliwości. Mam też dużo czasu na przemyślenia...przyjemnie jest wyłączyć się choć na kilka godzin...

Tak wygląda Tarnica zimą



Wetlińska z Rawki Wielkiej




i Wołosaty u jej podnóża



wtorek, 19 stycznia 2010

Miś

Rankiem obudziło mnie słonko...




...pstryknąłem mu foteczkę przed wyjściem na szlak...

Jest zdecydowanie za ciepło....Wisłok za domem płynie





Niedźwiadki w Bieszczadach nie śpią...znalazłem trop







na szczęście obyło się bez spotkania trzeciego stopnia...ślady przecinały w poprzek ścieżkę, którą wędrowałem przez Rawki ze znajomym. Tak naprawdę to On zauważył ten trop. Ja przeszedłem rozmarzony...przyroda zimą przykuła moją uwagę.

piątek, 8 stycznia 2010

Za kilka miesięcy...

moja chyża będzie wygląda bardzo podobnie do tej na zdjęciu poniżej (przynajmniej  z zewnątrz)



To mój pierwowzór. Stoi w skansenie Sanockim. Zdjęcie znalazłem przypadkiem w sieci i autorowi mi nie znanemu dziękuje za jego zrobienie. Mam nadzieje, że nie będzie miał do mnie żalu za to, że nim się posłużyłem.

Moja chyża nie ma widocznej (i nie będzie miała, bo  nie miała...) widocznego przy bocznej ścianie schowka.
Pierwotnie w moim domu były inne okna. Znacznie mniejsze i składające się z sześciu szybek w miejsce tu widocznych 9. Kolorem właściwym dla opasek wokół okien jest chabrowy. I taki był u mnie w Wisłoku stosowany...i taki zostanie ponownie użyty po remoncie...choć okna będą nowiuśkie - sześcioszybkowe! Z tą różnicą, że w izbie głównej będzie jedno okno w ścianie frontowej w miejsce dwóch Tu widocznych.

Reszta po staremu. W kolorach jak na zdjęciu.


wtorek, 5 stycznia 2010

Balnica

Zimową porą wędrówki są szczególne...
Raz zważywszy na warunki,
Dwa, bo mało kto wyściubi nosa z chaty na mróz.
Wszechpustość pozwala na spokojne delektowanie się przyrodą...
Ciepła herbatka, kompan do spacerów i można śmigać godzinami.

W niedziele odwiedziłem ze znajomym Balnicę.
Dziś to już tylko mały leśny domek zagubiony w lesie przy zapomnianej stacji kolejki wąskotorowej...w nieistniejącej już wsi.



Zimą stary niedźwiedź odwiedza gospodarzy...ledwie godzinke czy dwie od nich mieszka...to co ma nie zajrzeć...sam będzie w norze siedział?

Drogę do Balnicy znaczą niemi świadkowie







i zdobi cudowne źródło




Nic więcej ze starej wsi właściwie nie zostało...można domyślać się gdzie stały domy...zachował się zniszczony cmentarz w głębi wsi, obok cerkwisko...kiedyś poszukam ich wśród zarośli

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Optymizm i wiara

Z natury rzeczy jestem optymistą. Nie wierzę w cuda. Nigdy nie rozkładam rąk z rozpaczy. Szukam rozwiązania.  Staram się dojść do niego samemu w miarę możliwości. Wiara we własne możliwości bardzo mi pomaga...ale nie powali drzewa.
Miałem kłopot, bo za domem stało suche drzewo.  Nic strasznego gdyby nie fakt, że ta część działki do mnie nie należy a obecny dzierżawca zakazał jego wycinki...
Przyjeżdżam do domu w zeszłym tygodniu i co widzę?





Leży!
Wichura je powaliła.
Cuda się dzieją...cuda.