czwartek, 10 marca 2011

Pogoda zmienną jest.

Ostatnim razem wyszliśmy z chałupy przed siebie. Na wprost. Na północ. Pierwotnie zakładaliśmy, że przetrzemy szlak do nieistniejącego Przybyszowa. Tam właśnie ze zbocza góry do Karlikowa biegnie trasa zjazdowa. Pogoda zachęcała do wędrówki. 





Po dwóch godzinach marszu słońce zniknęło za chmurami. Skręciliśmy w stronę szlaku. Zmodyfikowaliśmy plany wycieczki skracając ją do minimum. Decyzja słuszna. Pogoda zmieniała się w oczach.
Z minuty na minutę.Kolejne zdjęcia zrobiłem na tej samej drodze w odstępie ok. 3-5 minut.

i tak po 15 minutach widzieliśmy tylko czubek własnego nosa... posiekani śniegiem i zmarznięci po blisko 5 godzinach wróciliśmy do domu. Do Przybyszowa nie dotarliśmy choć to naprawdę blisko.


Po drodze spotkaliśmy dwa olbrzymie Jelenie, kilka saren. Dobrze, że wilcy sobie gdzieś poszli... trochę miałem stracha po tym jak zeszły w niedziele watahą prawie pod sam dom... na śniadanie.

wtorek, 1 marca 2011

Krywe, Tworylne i z powrotem...

Pogoda ładna, śnieg wszędzie. Całkiem ciepło jak na zimę... to co było robić. W około góry!
Wespół z przyjacielem z Przysłupia wybraliśmy się do Zatwarnicy. Porzuciliśmy samochód gdzieś na leśnym dukcie pomiędzy Zatwarnicą i Rajskimi. Wjechać tam bez łańcuchów wcale nie było łatwo...
Skrótem poszliśmy na Krywe.


 Latem to miejsce jest jeszcze piękniejsze...zachowały mi się takie piękne fotki:





Przypomniałem sobie w czasie tej zimowej wędrówki, że jesienią znalazłem tu naszyjnik z pereł:


potem przez bory i lasy...wzdłuż Sanu, starą drogą poszliśmy na Tworylne. Równie piękne i jeszcze bardziej opustoszałe miejsce.... 



 ...wystają tu jeszcze z ziemi liczne ślady bogatej przeszłości tych terenów...

po cerkwi...


po folwarku...


Tradycyjnie już wyciągnąłem z nami Julkę...

 ...na szczęście zapomniała już o baranach... wiecie jak szybko zasnęła po przejściu tych 15-20km?
Bardzo skuteczny usypiacz!

sobota, 26 lutego 2011

W zimowej szacie

Wszystko znów przykryte śniegiem... to już kolejny atak zimy. Trzeci w tym roku? Akurat w samą porę. Ferie z Julką spędziliśmy w chacie. Byliśmy na nartach... jedyne 30km samochodem. Następnym razem na skiturach pójdziemy przez góry bo to ledwie 40 min na nartach od chaty. Powrót musi być rewelacyjny bo właściwie cały czas jedzie się z góry...



W środku nawet przy dużych mrozach w izbie jest ciepło. Ściany jeszcze nieszczelne i nieocieplone. Wicher czasem po głowie dmie. Ale na piecu po dwóch dniach palenia spać już się nie daje...zbyt rozgrzany.


Wszystko wokół zamarło. Nawet Wisłok. Tylko gdzie nie gdzie wodę widać...


Za domem stoi nowy słup w miejscu starego. Do domu elektrycy doprowadzili nowiuśki kabel z prądem. Nie można jeszcze tego nazwać przyłączem bo brak mi stojaka. Jak tylko uda mi się go zrobić i umocować na szczycie podłączę tablicę na domu i skasuje prąd ze słupa...za drogo mnie kosztuje!