Ostatnim razem wyszliśmy z chałupy przed siebie. Na wprost. Na północ. Pierwotnie zakładaliśmy, że przetrzemy szlak do nieistniejącego Przybyszowa. Tam właśnie ze zbocza góry do Karlikowa biegnie trasa zjazdowa. Pogoda zachęcała do wędrówki.
Po dwóch godzinach marszu słońce zniknęło za chmurami. Skręciliśmy w stronę szlaku. Zmodyfikowaliśmy plany wycieczki skracając ją do minimum. Decyzja słuszna. Pogoda zmieniała się w oczach.
Z minuty na minutę.Kolejne zdjęcia zrobiłem na tej samej drodze w odstępie ok. 3-5 minut.
Po drodze spotkaliśmy dwa olbrzymie Jelenie, kilka saren. Dobrze, że wilcy sobie gdzieś poszli... trochę miałem stracha po tym jak zeszły w niedziele watahą prawie pod sam dom... na śniadanie.
Przypuszczam, że w tym kierunku to nie pierwsza i nie ostatnia wycieczka. U nas też posypało dzisiaj śniegiem, był też niezły zimny wiatr. Brrr.
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, ciekawa jestem: co takiego wilki jadły na śniadanie?
Wiesz, Piotrze, może okazać się, że Julka wcale nie będzie chciała zamieszkać na wsi, tylko wakacje, ferie i jakieś świeta. Ale z nabywaniem stażu wiekowego zmienia się też pogląd na życie, więc kto wie? Świetnie złapałeś rozwój burzy śnieżnej, jak u nas tak sypie, to mówimy, że przyszła "purga syberyjska". Pierwsze zdjęcie i ostatnie, no, no, trochę strach. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCiekawe miejsce ...Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiecie jak bardzo mi tych Polskich krajobrazow brakuje, ludzi wcale ale do miejsc sie jednak przywiazalem :(
OdpowiedzUsuńhola, hola drogi panie... a mówiłeś że wilków nie ma się co bać, podobno tylko babcię czerwonego kapturka zjadły... no ładnie, ładnie, złapany na kłamstwie:)
OdpowiedzUsuń