sobota, 30 stycznia 2010

Chyża...

...chyra...chЫża w nazewnictwie łemkowskim oznacza chatę (kurną)...dom.
Jego wygląd, rozkład a nawet położenie ma ścisły związek z regionem i kulturą mieszkańców...
Po wyglądzie chałupy można łatwo zorientować się czy jesteśmy na terenie Łemków, Bojków, Pogórzan czy Dolinian....jeśli chcesz wiedzieć więcej, o tych ostatnich trzeba odwiedzić Skansen w Sanoku

Wróćmy do Łemków...

Wsie w rejonie obecnej łemkowszczyzny powstawały już w 14 wieku...w większości stanowiono je na tzw: korzeniu... To były dziewicze tereny...lasy po horyzont. Trzeba sobie było wykarczować pole by można na nim gospodarzyć. Nie będę zagłębiał się w historię...wiedzieć trzeba, że najwięcej wsi powstało w 15 wieku...to był szczyt urbanizacji tego regionu.
Zdecydowana większość powstała na prawie wołoskim...no bo i na czyim?
To były czasy kiedy halami przemierzali ze swoimi stadami pasterze wołoscy...to Oni stanowili prawo. Teraz trudno było by je skreślić słowami...chyba nie zachowała się z tamtych czasów żadna pisana jego wersja....przekazywano je sobie z pokolenia na pokolenie ustnie...takie kiedyś były czasy. Słowo było droższe od pieniędzy!

Wsie miały charakter łanowy...położone wzdłuż rzek, długim łańcuchem...gospodarz otrzymywał łan (dzisiaj to chyba coś ok. 30ha) ziemi od szczytu z jednej strony wsi do szczytu z drugiej strony...każdemu po równo. Tej lepszej ziemi przy rzece i tej gorszej...na szczycie. I radź sobie chłopie sam...
Domy budowano najczęściej z Modrzewia...drzewo bardzo żywiczne...świetny materiał...odporny na wodę i wilgoć...to widać. Po dziś dzień stoją chyże. Nie rzadko ponad stuletnie! I nieźle się mają.
Świetnym przykładem są domy w Zawadce Rymanowskiej:



Główną belkę podwaliny układało się na kamieniach...najczęściej wyciągniętych z rzeki lub ziemi...kto by wtedy szukał Kamieniołomu kiedy tyla budulca walało się wokół!
Odpowiednie drzewa wybierało się w lesie i po ścięciu jednego dnia zwoziło na miejsce budowy...drzewa o podwójnym pniu nie można było stosować do budowy. To groziło "rozwodem"....wielkie nieszczęście mogło sprowadzić na mieszkańców domostwa!
Podwalinę trzeba było suto oblać...gorzałka była do tego celu niezbędna...w tamtych czasach wierzono, że dom się rozeschnie jeśli majstry nie pokropią fundamentu! I dzisiaj chyba nie jest inaczej...
Surowe belki utykano (w zależności od regionu) mchem i zalepiano gliną...w moich okolicach ściany malowano paloną glinką, która nadawała charakterystycznego ciemno-czerwonego koloru węgłom. Glinę zaś bielono wapnem. Szczyty belek (ostatki) zdobiono motywami roślinnymi....

 

  

w szerszym ujęciu to tak wyglądało:

 
dach kryto słomianymi kiczkami...później gontami...to chyba wynalazek 19 wieku!
pierwotnie były one cztero spadziste...obecnie spotkać je można chyba tylko w skansenie:

 




i tyle na dzisiaj o tym jak budowano...
Żywo mnie to interesuje...może i Was tym zarażę!
Staram się na miarę możliwości kierować się tymi samymi zasadami i remontować moją chЫże...

środa, 20 stycznia 2010

Spacer po Rawkach

Wstaje rano...idę obejrzeć dom...Pańskim Okiem zerknąć czy wszystko wsjo w pariadkie...



zakładam buciory...i wychodzę w góry...




drapię się na Rawki...odwracam się i widzę Caryńską...za nią jest piękna dolina. Wiem o tym. Byłem tam nie raz. Nie liczne ślady przypominają o obecności Łemków przed laty w tym miejscu...o tym innym razem...idę dalej. Do góry...i zaglądam do raju




zdjęcia nie oddają piękna przyrody...samemu trzeba tam wejść i rozejrzeć dookoła.
Polecam.
Takie spacery przynoszą zapomnienie trosk codziennych i dodają wiary we własne siły i możliwości. Mam też dużo czasu na przemyślenia...przyjemnie jest wyłączyć się choć na kilka godzin...

Tak wygląda Tarnica zimą



Wetlińska z Rawki Wielkiej




i Wołosaty u jej podnóża



wtorek, 19 stycznia 2010

Miś

Rankiem obudziło mnie słonko...




...pstryknąłem mu foteczkę przed wyjściem na szlak...

Jest zdecydowanie za ciepło....Wisłok za domem płynie





Niedźwiadki w Bieszczadach nie śpią...znalazłem trop







na szczęście obyło się bez spotkania trzeciego stopnia...ślady przecinały w poprzek ścieżkę, którą wędrowałem przez Rawki ze znajomym. Tak naprawdę to On zauważył ten trop. Ja przeszedłem rozmarzony...przyroda zimą przykuła moją uwagę.

piątek, 8 stycznia 2010

Za kilka miesięcy...

moja chyża będzie wygląda bardzo podobnie do tej na zdjęciu poniżej (przynajmniej  z zewnątrz)



To mój pierwowzór. Stoi w skansenie Sanockim. Zdjęcie znalazłem przypadkiem w sieci i autorowi mi nie znanemu dziękuje za jego zrobienie. Mam nadzieje, że nie będzie miał do mnie żalu za to, że nim się posłużyłem.

Moja chyża nie ma widocznej (i nie będzie miała, bo  nie miała...) widocznego przy bocznej ścianie schowka.
Pierwotnie w moim domu były inne okna. Znacznie mniejsze i składające się z sześciu szybek w miejsce tu widocznych 9. Kolorem właściwym dla opasek wokół okien jest chabrowy. I taki był u mnie w Wisłoku stosowany...i taki zostanie ponownie użyty po remoncie...choć okna będą nowiuśkie - sześcioszybkowe! Z tą różnicą, że w izbie głównej będzie jedno okno w ścianie frontowej w miejsce dwóch Tu widocznych.

Reszta po staremu. W kolorach jak na zdjęciu.


wtorek, 5 stycznia 2010

Balnica

Zimową porą wędrówki są szczególne...
Raz zważywszy na warunki,
Dwa, bo mało kto wyściubi nosa z chaty na mróz.
Wszechpustość pozwala na spokojne delektowanie się przyrodą...
Ciepła herbatka, kompan do spacerów i można śmigać godzinami.

W niedziele odwiedziłem ze znajomym Balnicę.
Dziś to już tylko mały leśny domek zagubiony w lesie przy zapomnianej stacji kolejki wąskotorowej...w nieistniejącej już wsi.



Zimą stary niedźwiedź odwiedza gospodarzy...ledwie godzinke czy dwie od nich mieszka...to co ma nie zajrzeć...sam będzie w norze siedział?

Drogę do Balnicy znaczą niemi świadkowie







i zdobi cudowne źródło




Nic więcej ze starej wsi właściwie nie zostało...można domyślać się gdzie stały domy...zachował się zniszczony cmentarz w głębi wsi, obok cerkwisko...kiedyś poszukam ich wśród zarośli

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Optymizm i wiara

Z natury rzeczy jestem optymistą. Nie wierzę w cuda. Nigdy nie rozkładam rąk z rozpaczy. Szukam rozwiązania.  Staram się dojść do niego samemu w miarę możliwości. Wiara we własne możliwości bardzo mi pomaga...ale nie powali drzewa.
Miałem kłopot, bo za domem stało suche drzewo.  Nic strasznego gdyby nie fakt, że ta część działki do mnie nie należy a obecny dzierżawca zakazał jego wycinki...
Przyjeżdżam do domu w zeszłym tygodniu i co widzę?





Leży!
Wichura je powaliła.
Cuda się dzieją...cuda.