czwartek, 8 lipca 2010

Na starcie - druga połowa

Lewa część chaty wygląd ma już właściwy...czas zacząć drugą cześć. 
Na razie straszy okrutnie...

 

 Od rana w poniedziałek budujemy we trzech fundament z kamienia...

I zaczyna to fajnie wyglądać.



z tyłu chaty braknie nam kamienia...ale musimy wymurować choć węgły pod podwaliną żeby cieśle mogli dalej układać belki...


Za namową Magda_Lenki poszukuje impregnatów w kolorze zbliżonym do oryginalnego malowania. Na zdjęciu niżej widać jego wyblakłe szczątki...


wydaje mi się, że dolny kolor z próbki  poniżej będzie akuratny!

  

...niestety zdjęcia nie oddają właściwych barw.

Są okienka! Za chwilę będą fotki.









czwartek, 1 lipca 2010

Huśtawka

Po głowie myśli mi dziwne biegają...rzucić wszystko i uciec się do Wisłoka...na dobre i złe.
Na razie zwycięża rozsądek. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Nie mam czasu nad tym się zastanawiać. Dopiero skończył się weekend. Chciałem zamieścić nowe fotki ale one już się zestarzały...bo jutro wstaje nowy dzień...pierwszy dzień nowego weekendu!

Dnie upływają na pracy i sprzątaniu. Sprzątaniu - bałaganu po fachowcach. Drewno trzeba pociąć, posortować i złożyć. Te spróchniałe i porażone przez owady spalić. Ogień płonie cały dzień...jak na olimpie. Plac uporządkować. Kamień wyciągnąć z rzeki bo od soboty ruszamy z murowaniem niedokończonego fundamentu drugiej części domu. A brakuje sporo!

Dom wzbudza ogromne zainteresowanie tak przejezdnych jak i miejscowych. Pierwsi zatrzymują się i oglądają z zaciekawieniem pełni podziwu, drudzy kręcą głową z politowaniem...ogarnia mnie huśtawka nastrojów...budować...palić...mieszkać...porzucić...sprzątać...

Dom wariatów! A może dom wariata?

Mimo chmur  i "mojego rozhuśtania" wybraliśmy się na rowery. W niedziele. A co!
Jedni do kościoła...inni na rower!
Zostawiliśmy mój biedny domek z tyłu i ruszyliśmy do Czystogarbu. Pod górę.


Miało być jedno wzniesienie ale wiara wyrwała do przodu i miast skręcić na starą drogę, asfaltem gonili w górę...i w dół. I tak cztery razy...


skończyło się...pchaniem rowerów pod górę.

grzbietówką...
 
 
... było łatwiej....bo z górki łatwiej pchać rower...



 No i była kraksa. Ale bez zdjęcia bo poszkodowana średnio się prezentowała po skoku na główkę przez  kierownicę.

Ciemne chmury nie napawały mnie optymizmem....




Dość już narzekania. Trzeba brać się do pracy! Od soboty wielkie murowanie...jak nie skończymy w tydzień to fachowcy nie wrócą i przed zimą nie skończymy...a ja już marzę o ciepłym piecu.

środa, 23 czerwca 2010

Ukryte zdolności...

...a konkretnie talenta stolarskie odkrył w sobie Tato. 
Poprosiłem Go o zrobienie drzwi do Izby gdzie śpi się na klepisku... 
i choć nie mają jeszcze zawiasów już wyglądają świetnie.



Cieśle, którzy dom remontują nie gorzej się spisali...z jedne strony belka...z lewej nowa, z prawej stara część...





Po drugiej stronie widać zaś jaskółcze pióro i kołki drewniane...takich połączeń jest w domu bez liku...zależało mi na tym by ostało się jak najwięcej oryginalnych belek. Z bliska  lepiej widać, że dawniej ciosano je ręcznie z okrągłych bali. To dlatego nowe belki zostały ociosane. 
Nawet rowki na glinę też trzeba było wyciosać! 
 

Widać je wyraźnie na ścianach zewnętrznych.
Całość zaczyna powoli wyglądać jak należy.
Czas zabrać się do fundamentów w gospodarskiej części. Inaczej cieśle nie skończą pracy przed końcem wakacji. 
A ja już poważnie o dachu myślę...i chyba  spełniam też cudze marzenia. Sąsiedzi mają już dość tej srebrnej papy!