W sobotę odwaliłem kawał porządnej nikomu nie potrzebnej pracy.
Posprzątałem przed domem. Jak to wyglądało zanim się zabrałem za troty po tartaku widać poniżej:
przejrzało...
Niestety nie było komu poklepać mnie po ramionach i pochwalić. Możecie to nadrobić... ;-)
W niedziele od rana sprzątałem za domem. Nikt tam nie grabił co najmniej od kilku lat! Potrzeba mi jeszcze kolejnego weekendu żeby przejrzało tam tak jak przed domem... obaliłem (znaczy tyle: przewróciłem kopniakiem) parę suchych już zupełnie drzew. Czas je pociąć i porąbać. Będzie w sam raz na opał... na wszelki wypadek zamówiłem już i zapłaciłem za 10 kubików buka. Przyjedzie niebawem. Mam nadzieje, że będzie to w przyszłym tygodniu... ale nie tak jak u Magody...
Sąsiedzi wyciągnęli mnie na górę. Na spacer. Pięknie i przejrzysto było. Widać było Bieszczady ale ich Wam nie pokaże...za słaby aparacik (a propos - odnalazł się :-) ).
Wystarczyć muszą widoki Hawajskiej. Jest piękna!
Powiadają ludziska, że kiedyś nań stało zamczysko...bardziej warownia drewniana jakowaś...
Można to sobie wyobrazić.