niedziela, 22 sierpnia 2010

Postępy...

Dom w części mieszkalnej w całości oczyszczony i zabezpieczony, mieni się kolorami od wiśniowego przy świetle wieczora...


...przez brązowy o poranku...


...do brązowego w palącym słońcu południa...


Znów niestety fotki nie pokazują dokładnie tego co oczy widzą....ale i tak chciałem Wam pokazać owoc tygodniowej pracy ze szlifierką kątową i rozpylaczem ogrodowym. Dumny jestem z dokonania.

Tato pracuje jeszcze przy kominie...w izbie właściwie już skończony...



...widok bez pieca nieciekawy....ale praca wykonana. Już za dzień, dwa wybije się on ponad dach!
Potem jeszcze tylko kilka dni swoje musi odstać...i zabieramy się za piec. Materiał czeka złożony na boisku. Brak tylko żeliwnej płyty i drzwiczek...ale o te się nie martwię...właściwe widziałem Komańczy kupię przy okazji.
Z początkiem września musimy piec odpalić! Zimno się robi a ogrzewanie izby olejowym piecykiem kosztuje krocie i jest mało skuteczne.
Dobrze, że już powała nad nią leży.
W piątek przyjechało kolejnych kilka super szerokich dech na powałę sieni. Jeszcze ze cztery i przykryjemy chyżówkę.
Brakujące okna zamówione. Drzwi też. Musimy przygotować chatę do zimowania... 

sobota, 14 sierpnia 2010

Od robala do motyla

...to dopiero stadium poczwarki...


...nocą, kiedy widać tylko oświetlony fragment frontowej ściany można już myślami mieszkać i udawać, że całość skończona...

...skończyliśmy dzisiaj czyścić drugą część ściany. Jutro z drogi będzie widać już całą pomalowaną chatę. Jeszcze brakuje kolorków na oknach, drzwiach. Wrota nie istnieją.
Ale serce się cieszy bo zaczyna przybywać domu!
Rośnie też komin w izbie.  Może uda nam się odpalić piec do przyszłego piątku...

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Syzyfowe prace

Życie na wsi to ciągła praca. W zasadzie gdzie by się nie rozejrzeć coś jest do zrobienia. I choć budowa na "chwilę" zatrzymała się w koło jest jest moc pracy do wykonania....zachciało mi sie już dawno - z okien chatki na Wisłok wyglądać...miło było by na rzekę spojrzeć.
Ale się nie da! Za oknem puszcza.
Tak mi coś do głowy strzeliło i w niedziele wyciągnąłem zabawkę (tak mówią sąsiedzi) w postaci piły spalinowej i jąłem ciąć zbędne moim zdaniem konary.  Po prawie sześciu godzinach pracy z przerwami na regeneracyjną kawę...(u sąsiadów smakuje lepiej niż w domu)...byłem właściwie w punkcie wyjścia...   


Puszcza była puszczą tylko drzewa na opał na tyle domu przybyło...wyciąłem znacząco starą jabłonkę. Jeszcze nie skończyłem nad nią pracować ale widać już pierwsze efekty...




Krzaki i haszcze usunąłem. Trzy suche kikuty wytnie leśniczy. Klosz z konarów jabłonki zniknął. Będzie więcej światła na łące i może zamiast mchu zacznie w tym miejscu trawa rosnąć.

A jak było, widać po lewej stronie od miejsca ze zdjęcia powyżej...


Knieja...
Ideałem było by doprowadzenie łąki za domem do stanu umiarkowanego zalesienia choć nieco podobnego do tego placu, który jest zejściem do rzeki:


Cóż kiedy wszystko rośnie...wytnę w jednym...urośnie w drugim...a przecież jest jeszcze ogromny trawnik przed domem...i budowa trwa....sia la la la la.
Sielanka!
Czy ktoś mówił, że będzie łatwo?