Życie na wsi to ciągła praca. W zasadzie gdzie by się nie rozejrzeć coś jest do zrobienia. I choć budowa na "chwilę" zatrzymała się w koło jest jest moc pracy do wykonania....zachciało mi sie już dawno - z okien chatki na Wisłok wyglądać...miło było by na rzekę spojrzeć.
Ale się nie da! Za oknem puszcza.
Tak mi coś do głowy strzeliło i w niedziele wyciągnąłem zabawkę (tak mówią sąsiedzi) w postaci piły spalinowej i jąłem ciąć zbędne moim zdaniem konary. Po prawie sześciu godzinach pracy z przerwami na regeneracyjną kawę...(u sąsiadów smakuje lepiej niż w domu)...byłem właściwie w punkcie wyjścia...
Puszcza była puszczą tylko drzewa na opał na tyle domu przybyło...wyciąłem znacząco starą jabłonkę. Jeszcze nie skończyłem nad nią pracować ale widać już pierwsze efekty...
Krzaki i haszcze usunąłem. Trzy suche kikuty wytnie leśniczy. Klosz z konarów jabłonki zniknął. Będzie więcej światła na łące i może zamiast mchu zacznie w tym miejscu trawa rosnąć.
A jak było, widać po lewej stronie od miejsca ze zdjęcia powyżej...
Knieja...
Ideałem było by doprowadzenie łąki za domem do stanu umiarkowanego zalesienia choć nieco podobnego do tego placu, który jest zejściem do rzeki:
Cóż kiedy wszystko rośnie...wytnę w jednym...urośnie w drugim...a przecież jest jeszcze ogromny trawnik przed domem...i budowa trwa....sia la la la la.
Sielanka!
Czy ktoś mówił, że będzie łatwo?