Po głowie myśli mi dziwne biegają...rzucić wszystko i uciec się do Wisłoka...na dobre i złe.
Na razie zwycięża rozsądek. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Nie mam czasu nad tym się zastanawiać. Dopiero skończył się weekend. Chciałem zamieścić nowe fotki ale one już się zestarzały...bo jutro wstaje nowy dzień...pierwszy dzień nowego weekendu!
Dnie upływają na pracy i sprzątaniu. Sprzątaniu - bałaganu po fachowcach. Drewno trzeba pociąć, posortować i złożyć. Te spróchniałe i porażone przez owady spalić. Ogień płonie cały dzień...jak na olimpie. Plac uporządkować. Kamień wyciągnąć z rzeki bo od soboty ruszamy z murowaniem niedokończonego fundamentu drugiej części domu. A brakuje sporo!
Dom wzbudza ogromne zainteresowanie tak przejezdnych jak i miejscowych. Pierwsi zatrzymują się i oglądają z zaciekawieniem pełni podziwu, drudzy kręcą głową z politowaniem...ogarnia mnie huśtawka nastrojów...budować...palić...mieszkać...porzucić...sprzątać...
Dom wariatów! A może dom wariata?
Mimo chmur i "mojego rozhuśtania" wybraliśmy się na rowery. W niedziele. A co!
Jedni do kościoła...inni na rower!
Zostawiliśmy mój biedny domek z tyłu i ruszyliśmy do Czystogarbu. Pod górę.
Miało być jedno wzniesienie ale wiara wyrwała do przodu i miast skręcić na starą drogę, asfaltem gonili w górę...i w dół. I tak cztery razy...
skończyło się...pchaniem rowerów pod górę.
grzbietówką...
... było łatwiej....bo z górki łatwiej pchać rower...
No i była kraksa. Ale bez zdjęcia bo poszkodowana średnio się prezentowała po skoku na główkę przez kierownicę.
Ciemne chmury nie napawały mnie optymizmem....
Dość już narzekania. Trzeba brać się do pracy! Od soboty wielkie murowanie...jak nie skończymy w tydzień to fachowcy nie wrócą i przed zimą nie skończymy...a ja już marzę o ciepłym piecu.
Bella i Chester.
5 lat temu