Objawy: brak słońca, woda z nieba, obrzydzenie na myśl o wejściu na dach.
Diagnoza: gontowstręt.
Ciężka choroba.
Chyba znalazłem lekarstwo...
Prace pod dachem przy drzwiach do łazienki.
Uchwyt ze starego kutego gwoździa.
Drewniany skobel. Klamką ze starego haka, który wbity na studni czekał na lepsze miejsce.
Zaolejowane stare dechy z dachu.
Wyszły chyba nieźle całkiem....
Ściana w łazience także w ramach leczenia - oczyszczona. Czeka zaolejowania.
Jeszcze tylko napar z ziół, za oknem zerwanych, kiedy słonko na pół godziny ledwie wyjrzało.
I pomogło!
Niewiele, ale dwa metry gontów doklepałem ;-)
W chwilach nawrotów (zawsze tymczasowego rzecz jasna) remontowstrętu spożywamy zwykle colę, ale twój pomysł na detoks wydaje się bardziej budujący.
OdpowiedzUsuńPijesz odrdzewiacz?
UsuńRobisz postępy :) Na zewnątrz i wewnątrz świetnie to wygląda. Gratuluję
OdpowiedzUsuńDrzwi są rewelacyjne. Gont na dachy super no i ważne że wszystko do przodu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy :)
uchwyt, skobel, drzwi - niezłe!
OdpowiedzUsuńtaka choroba to całkiem przyjemna (dla domu) sprawa;)
Byle do przodu, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO choinka, ależ pięknie! Ja tam lubię deszcz, no ale nie muszę układać gontu na dachu :-) Życzę w takim razie poprawy pogody i podgonienia z pracami. Jestem pod ogromnym wrażeniem i pozytywnie zazdraszczam.
OdpowiedzUsuńDrzwi wyszły super! życzę wytrwałości z dachem :) zapowiada się prawdziwe cacuszko :)
OdpowiedzUsuńtakie lekarstwo to rozumiem...;)
OdpowiedzUsuńDrzwi wyszły cuuuudownie. Trzymam kciuki za rychłe skończenie dachu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Muszę zamówić dwutygodniową ładną pogodę żeby przyjechać i zobaczyć efekty pracy.
OdpowiedzUsuń