Choć w sumie to był ciężki i pracowity dzień.
W przenośni i dosłownie.
To Julka i tak bawiła się wybornie....chyba widać?
Wjechaliśmy gdzie się dało....czasem wody było tyle, że wysiąść się nie dało.
Taką pracę lubię. Przyjemne łączyć z pożytecznym.
Jasne, nie można cały czas pracować, bo straci się serce i chęci do roboty; małe przerwy na wypady w teren jak najbardziej wskazane, a jeśli sprawia to radość wszystkim, to podwójna korzyść, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWidać, że była świetna zabawa...chociaż pogoda nie rozpieszcza nas tej wiosny.... ale najważniejsze jest pozytywne nastawienie i chęci...a czy Twoja córcia pokochała już Podkarpacie tak samo jak tatuś?
UsuńToyota to jest to!!!! Pozdrawiamy tez deszczowo-zimnawo, ale w sercach już maj.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten samochód! Praca z nim to czysta przyjemność. A wrażenia po wjechaniu w rzekę ?! BEZCENNE!
OdpowiedzUsuńU nas musi być mocny "czołg", mamy bardzo stromy podjazd do góry, jak jest ślisko z powodu śniegu, lodu, błota, to właśnie on sprawdza się. Testowaliśmy różne, wybraliśmy "czołg", chociaż trochę ssie paliwo; ale coś za coś; wiem, że wyjadę z doliny; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJeju, ale mnie rozbawiły fotki :-)
OdpowiedzUsuńmyślałam, że ja mam tylko takie narwane pomysły żeby rzeki "zaliczać" przejeżdzając przez nie. Każdego roku o różnych stanach poziomu wody, zaliczałam Wisłokę w Nieznajowej i Radocynie i inne. Miałam zawsze dreszcz emocji czy moja Toyka sobie poradzi ale model Corolla też sobie radzi w takich warunkach :-)
PZDR. C.
no taką pracę to i ja lubię ;-)
OdpowiedzUsuńFajny klimacik!
Chata i jej odnowiciel w pełni zasługują na dobre słowo i uznanie :)Dziękuję za odwiedziny. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń