Tylko kilka dni wyrwaliśmy z wrześniowej karty kalendarza, by zrealizować nasz plan. A był on prosty i z dawna obmyślony. W wolne dni zwiedzanie uskuteczniać i Europę poznawać. Do całości był nam potrzebny samochód terenowy, ale o to już dawno zadbaliśmy :) Tedy gotowi byliśmy!
Nocą na Rumunię wyruszyliśmy, by sąsiedzki kraj poznawać. Wylądowaliśmy w Baia Mare bez konkretnego celu. Miejsce okazało się wręcz idealne na rozpoczęcie naszej wyprawy bez szczegółowego planu (rozkładu). McDonalds kawą nas o poranku przywitał i przyjaźnie w sieci pozwolił za darmo się zalogować. W takich oto okolicznościach pierwszy nasz cel ustaliliśmy. Mapy Googla zsynchronizowaliśmy i kroki do tutejszego skansenu skierowaliśmy...
Celowo tylko trzy fotki umieściłem...bo choć miejsce nie z przypadku wybraliśmy to nieco byliśmy rozczarowani. Spodziewaliśmy się po nim czegoś na kształt naszego sanockiego centrum budownictwa drewnianego, a zastaliśmy wioskę opuszczoną, zrujnowaną i bez właściwej opieki. Widać na pierwszy rzut oka, że niestety funduszy na utrzymanie brak!
Wizyty jednak nie żałowaliśmy. Pomogła nam ona w późniejszej orientacji w terenie. Dzięki niej łatwej było nam stare w nowym odnaleźć i właściwej drogi się trzymać.
Nagrobki kamienne na niektórych cmentarzach trochę trumny betonowe przypominały. Od razu na myśl mi legenda o wampirach do głowy przyszła. Później już temu dziwować się przestałem i nie zauważałem wcale. Dla Rumunii mity o wampirach i o Draculi zdają się być świetnym pomysłem marketingowym....nie tego jednak szukaliśmy.
Zauroczyły nas natomiast piękne kościoły Marameszu z dębu budowane, wieżą strzelistą się wyraźnie od naszych cerkwi odznaczające. Przez to mniej przysadziste, lżejsze i zgrabniejsze się zdają.
Cmentarze pełne nagrobków, których w szczątkach naszych nekropoli spotkać można nie mało.
Nagrobki barwnie odmalowane szczególną uwagę przykuwały... a jest jeden szczególny, taki "wesoły cmentarz", na którym tylko temu podobne nagrobki stawiają.
Dalej już pojechaliśmy bocznymi drogami świat poznawać...i przepiękne widoki podziwiać.
Czasem droga gdzieś na górze, we wsi się kończyła... i dalej przez błoto i łąki trzeba było hilem się przepychać.
A czasem zwyczajnie asfaltu brakło...
Tak właśnie trafiliśmy do miejscowości Rimetea. Wioski, która dawniej poszukiwaczom złota za dom służyła. W latach 90 pięknie odrestaurowana do dziś swym widokiem turystów zachwyca...
W tak pięknym miejscu postanowiliśmy pieszo na szczyt ruszyć, przyrody posmakować i o samochodzie zapomnieć.... za wsią dwa bezpańskie psy się do nas przyłączyły. Jeden z nich na samą górę wytrwale nam towarzyszył i kiedy wątpić już w siebie poczynaliśmy drogę radośnie nam obszczekiwał. :)
W Rimetea zamieszkaliśmy z samym centrum wioski u gospodarza, z którym łatwo po angielsku się porozumieć można. A z racji tego, że właściwie już po sezonie było, to i dużo taniej za nocleg zapłaciliśmy.
Następnego dnia hilem ruiny zamku, widoczne na zdjęciach powyżej, objechać postanowiliśmy. Ruszyliśmy drogi nie znając, byle jak najwyżej, gdzie w końcu samochód porzucić musieliśmy... i dalej już z buta powędrować.
Tedy zdziwieni bardzo byliśmy gdy z gór zjeżdżający taki pojazd zobaczyliśmy!
W innym miejscu na zapomniany przez Boga i ludzi cmentarz i kościół natrafiliśmy...
We wsi co może trzy domy liczyła.
Bezdrożami, dolinami i na szczyty połonin wjeżdżając do następnego punktu na mapie dotarliśmy...
a była nim Transylwania!
a była nim Transylwania!
Tutaj przepiękne kościoły warowne zwiedzaliśmy. Jedne opuszczone i zamknięte na głucho...
inne leniwym życiem wciąż pulsujące.
W Sighișoara czwartego dnia się zatrzymaliśmy. Przepiękne, zabytkowe, średniowieczne i wciąż żyjące miasto chcieliśmy zobaczyć.
I jakoś ostatniego dnia do Viscri dotarliśmy.
I takiej Rumuni szukaliśmy...zabudowania kościoła w tak oryginalnym, prawdziwym stanie zastaliśmy. Jakby dni kilka temu ludzie je opuścili. Stare, zniszczone ale do swoich celów wciąż się nadające...
Wioska jakby z obrazka wycięta. Jakby czas się zatrzymał albo zwolnił leniwie.
Warto zwiedzić zamki chłopskie, jakich w innych cześciach europy nie budowano
Warto z utartego szlaku zboczyć...by prawdziwą Rumunię zobaczyć. I choć to pierwsza rozpoznawcza wyprawa była już teraz wiemy, że nie ostatnia...
Też jestem zauroczona Rumunią bo to bardzo ciekawy kraj, pyszne jedzenie a przede wszystkim gościnni mieszkańcy
OdpowiedzUsuńPrzepiękny kraj. Ma tyle urokliwych i schowanych miejsc. Wystarczy lekko zboczyć z głównego traktu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa. Bardzo ciekawie przedstawiona
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Super! Dobrze odtworzyłem trasę? :) https://goo.gl/maps/VYSJXURXuNz
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku jedziemy razem! Może by tak ze 2 tygodnie pojeździć a na koniec skoczyć nad Morze Czarne wygrzać kości?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPrawie ;) Od Satu Mare nie używaliśmy dróg czerwonych i żółtych :)
UsuńJa mam tylko Forestera... Też mogę jechać?
UsuńNo pewnie ! Drugi lub trzeci tydzień kwietnia planujemy...jedziesz z nami?
UsuńObi, czyżby Poldżer poszedł na żyletki?! Gratuluję zakupu! Leśnik daje świetnie radę w terenie. A tam gdzie chcemy jeździć nie potrzeba nic więcej. Zadbaj tylko aby miał z przodu i z tyłu miejsce do zaczepienia sznurka, żebyś mógł liczyć na pomoc w razie potrzeby.
UsuńNo i pięknie, że klaruje się już termin. Przebieram nogami na samą myśl! :)
Byliśmy w tym samym czasie w Rumunii, a przez Rimeteę przejeżdżaliśmy w samo południe. Pod twierdzą Coltesti chętnie nocujemy, a w sklepiku przy kościele mają świetną chałwę. najlepsze drogi to z dala od głównych traktów, niosą tyle niespodzianek, że aż człowiek gębę otwiera ze zdumienia. Cieszę się, że złapaliście "rumuńskiego bakcyla", też planujemy już wiosnę, narcyzowe polany nas nęcą; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń