środa, 22 sierpnia 2012

O czarownicach :-)

A było ich 11!
Dwie takie młode "czarownice" (dwie z dziewięciu + dwa nieloty)...tuż przed odlotem z dachu złapano w obiektywie aparatu.



Jedna wystartowała z polowego lądowiska...


Pantofelki zgubiła. Może to księżniczka była? Nie zdążyłem się przyjrzeć ;-)
Innej zaś w czernidle moczyć się  zachciało...


A ja sobie tak siedziałem i patrzyłem...kędy One latają



Pewnikiem psoty jakoweś sąsiadom czyniły....

Pozdrowieniem od gonciarza dla Poznańskich gości :-)


wtorek, 14 sierpnia 2012

Pechowy dzień

Otwieram oczy, włączam nasłuch...leje! 
Tak się zaczęła sobota. 
Dzień wcześniej w dachu wyciąłem otwór na kolejne okno...na noc zabezpieczone folią ale i tak wody się polało wiadro.
Jak tu deski przybijać? Około południa nie wytrzymałem i ubrany bojowo wyszedłem na dach...kapuśniak w ciągu godziny przemoczył mi ubranie...przerwa na ciepłą herbatę i zmianę ubrań i heja...na dach.
Rozpadało się na dobre popołudniem...odpuściłem. 


Tak zupełnie przypadkiem zaszedłem na strych sprawdzić temperaturę ciepłej wody w bojlerze... a tu woda kap, kap...z przyłącza do bojlera. Chciałem tylko dociągnąć śrubunek...trysnęło gorącą wodą. 
Błyskawiczna akcja: zakręcanie zaworów, wyłączanie pompy, spuszczanie wody. Wszystko w biegu. 
Obejrzałem rozkręcone złącze. Pęknięte na gwincie...i skąd tu wziąć śrubunek kątowy 1" na takim odludziu w sobotę wieczorem? Tak po ludzku zostawić gości w chacie bez wody nie chciałem... do Krosna w godzinę dojechałem i na dzwonek przed zamknięciem zdążyłem. 
Ważne, że co potrzeba kupiłem i o 23 wodę włączyłem! 
W tym wszystkim biegając po drabinach w pewnym momencie uderzyłem stopą i najmniejszym palcem w betoniarkę. Zatańczyłem pirueta. Usiadłem i czekałem aż palec zsinieje...rusza się więc nie złamany.  
To tyle dobrych wiadomości ;-)

Olcha pocięta. Zostało kilka metrów Buka z zeszłego roku...a kto potnie dalszych 10 w metrach złożonych przed domem?



poniedziałek, 23 lipca 2012

Kolejna "Gwiazdka"

Pierwsza za to, że na głowę nie pada.
Jest gdzie się położyć i zwierzaki w nocy po głowie nie biegają...no nie licząc tych oswojonych - myszy ;-))
Druga, za prąd i wodę. 
Nie trzeba biegać do studni. Kręcić dynamem by gazetę poczytać...chyba, że dla sportu.
Trzecia, bo odkręcam kran i leci ciepła woda! 
Zamontowałem w końcu grzałkę w zbiorniku. Już nie trzeba łupać drzewa, podniecać ognia...chociaż lubię podniecać. Cóż kiedy samo się robi. Godzina dziennie zajęć mniej. I mniej o 10zł w portfelu...czas na zmianę taryfy z elektrowni.

W sumie to posiadam już trzy gwiazdki. Oczywiście sam je sobie nadałem ale na każdą z nich zasłużyłem! (moja samoocena sięga sufitu ale tylko dzisiaj :-)! )

Na gwiazdkę (taką z nieba) zasługuje też Małgosia (to już druga polonistka o tym imieniu, którą znam) bo naszkicowała na szybko moją chatę...

Uczyła Julę rysować krzaczki a wyszła Chata nad Wisłokiem. Dziękuje.
Osobiście to moja wielka tragedia. Znów polonistka pod moim dachem. Trauma z dzieciństwa. Chory byłem jak musiałem na polski wędrować...i vice versa.  Polonistka była chora jak mnie widziała.
W pamięci mi zapadło jedno dyktando. 24 oceny negatywne i tylko jedna pozytywna. Pamiętam jak moja kadra nauczycielska rzuciła zeszytami i wściekle zakomunikowała wyniki dodając przy tym:  "i to (ta jedyna pozytywna) na dodatek Sztukowskiego!"
Nigdy jakoś szczęścia do nauczycielek nie miałem...taki ze mnie mały drań!