czwartek, 1 lipca 2010

Huśtawka

Po głowie myśli mi dziwne biegają...rzucić wszystko i uciec się do Wisłoka...na dobre i złe.
Na razie zwycięża rozsądek. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Nie mam czasu nad tym się zastanawiać. Dopiero skończył się weekend. Chciałem zamieścić nowe fotki ale one już się zestarzały...bo jutro wstaje nowy dzień...pierwszy dzień nowego weekendu!

Dnie upływają na pracy i sprzątaniu. Sprzątaniu - bałaganu po fachowcach. Drewno trzeba pociąć, posortować i złożyć. Te spróchniałe i porażone przez owady spalić. Ogień płonie cały dzień...jak na olimpie. Plac uporządkować. Kamień wyciągnąć z rzeki bo od soboty ruszamy z murowaniem niedokończonego fundamentu drugiej części domu. A brakuje sporo!

Dom wzbudza ogromne zainteresowanie tak przejezdnych jak i miejscowych. Pierwsi zatrzymują się i oglądają z zaciekawieniem pełni podziwu, drudzy kręcą głową z politowaniem...ogarnia mnie huśtawka nastrojów...budować...palić...mieszkać...porzucić...sprzątać...

Dom wariatów! A może dom wariata?

Mimo chmur  i "mojego rozhuśtania" wybraliśmy się na rowery. W niedziele. A co!
Jedni do kościoła...inni na rower!
Zostawiliśmy mój biedny domek z tyłu i ruszyliśmy do Czystogarbu. Pod górę.


Miało być jedno wzniesienie ale wiara wyrwała do przodu i miast skręcić na starą drogę, asfaltem gonili w górę...i w dół. I tak cztery razy...


skończyło się...pchaniem rowerów pod górę.

grzbietówką...
 
 
... było łatwiej....bo z górki łatwiej pchać rower...



 No i była kraksa. Ale bez zdjęcia bo poszkodowana średnio się prezentowała po skoku na główkę przez  kierownicę.

Ciemne chmury nie napawały mnie optymizmem....




Dość już narzekania. Trzeba brać się do pracy! Od soboty wielkie murowanie...jak nie skończymy w tydzień to fachowcy nie wrócą i przed zimą nie skończymy...a ja już marzę o ciepłym piecu.

7 komentarzy:

  1. Nawet sie nie wyglupiaj,nie trac nadziei,patrz,ile juz zrobiles.Takie zwatpienie kazdego dopada,mysle ze po to,aby organizm sie oczyscil i nabral ochoty "na jeszcze".Piekne jest to,co robisz i odwazne.Niejeden by tak chcial a nie ma odwagi.Ja bym tak chciala i moj maz tez.Na razie marzymy i zagladamy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy ma huśtawki nastrojów ... z Twojej wywal słowo ,,porzucić,, to nie będzie bujać w złym kierunku ..... głęboki oddech i dalej do przodu!
    Ja bym tak chciała, ja mam odwagę ale brak tego czegoś przyziemnego, bez czego nie da się marzenia o chacie w Bieszczadach zrealizować .... brak odpowiedniej ilości pieniążków. Ale marzę dalej bo mam nadzieję, że może jednak ...... .
    Powodzenia!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piotrze, nie przejmuj się krytyką tubylców i rób swoje. Moimi sąsiadami są młodzi ludzie, którzy swój dom przenieśli chyba z Pogórza Strzyżowskiego w miejsce piękne, ale z kiepskim dojazdem, zwłaszcza zimą. Jak do tej pory, pracują za granicą, aby dokończyć budowę i zamieszkać w domu. Walczą z brakiem funduszy, czasu i prześmiewstwem mieszkańców /a co oni będą tu robić/. Kibicuję im z całego serca, na pewno im się uda, tak jak i Tobie.
    Czytam Twojego bloga od początku, na pewno użerasz się z fachowcami budowlanymi, nieterminowością, strugami wody z nieba, ale to wszystko minie. Nie wątp, robisz piękną rzecz i spełniasz marzenia.
    I zacznij zbierać już do swojej chaty potrzebne przedmioty, może stare, może nowe, wykonane ręką starego rzemieślnika. Ja zaczęłam od koronki na okna do domu, którego jeszcze nie było.
    Pozdrawiam serdecznie i dużo sił i zapału życzę, i będę
    dalej zaglądać do Ciebie
    Maria z Pogórza Przemyskiego

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem jak to jest, chciałoby się być tam gdzie serce ale rozum każe pracować,bo bez pracy nie ma kołaczy.Ja mam tak od 5 lat.Z własnego doświadczenia wiem,że najgorzej jest od końca czerwca do końca sierpnia, a potem mija.Trzeba tylko przetrwać okres wakacji.Pozdrawiam i życzę szybkiej realizacji marzeń.Ela.

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda...ciężko przetrwać. Rozum hamuje emocje. Każdy dzień w Wisłoku to ładowanie akumulatora....nawet jeśli od razu po wyjściu z auta biorę się za szpadel czy grabie i padam wieczorem wykończony.
    Od jutra starujemy z drugą częścią fundamentów. Bierzemy się z Tatą za wjazd...za chwilę utonąć będzie można w rozjeżdżonej glinie.
    Chyba znalazłem właściwy kolor na fasadę domu. Trochę za radą Magda-Lenki poszukałem właściwego impregnatu...pokażę próbkę jak tylko zgram zdjęcie do komputera.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie poddawaj się.. słabe bo słabe ale zawsze pocieszenie: wszędzie dobrze gdzie nas nie ma :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, jakze dobrze znam te hustawke nastrojow...towarzyszy mi nieodlacznie od miesiecy... i chyba kazdy kto cos takiego robi jak my - ja ma. To dobrze tak musi byc. To jest wpisane niejako w sukces, ktory nadejdzie.
    Trzymam kciuki i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń